piątek, 26 lutego 2016

Since when love is hate?


Gatunek: Scenariusz.
Typ: angst, tragedia.
Dla: Nie Lucy.

_________________________________________________________________


  Wracałam właśnie ze szkoły, gdy podszedł do mnie chłopak, którego nienawidzę i z całego swego serca, chciałabym go uśmiercić, tak zwany ''BamBam''.

-Ej ty! Grubasie! Ile ty żresz, że tak wyglądasz?- naśmiewał się ze mnie.
- Odczep się!- krzyknęłam.- Nie masz co robić, to idź się poucz, bo nie zdasz.- kpiłam.
- Oooo, _____ się o mnie martwi.- wyszczerzył się.
- Albo stąd pójdziesz, albo idę do dyrektora.- zdenerwowałam się.
- I co mu powiesz?  Że się o mnie martwisz? Ha, ciekawe, kontynuuj...- zrobił charakterystyczny gest ręką, na znak żebym dalej mówiła.
Nie chciałam zniżać się do jego poziomu, więc najzwyczajniej w świecie odeszłam.
Słyszałam jeszcze kilka wyzwisk, padających z jego ust, ale jakoś nie miałam ochoty znowu się z nim sprzeczać. 
Mam go dość.
Jest jedyną osobą, której nienawidzę i chciałabym, żeby na zawsze zniknęła z mojego życia.


 Stanęłam przed lustrem.
- Faktycznie jestem gruba....  Muszę przejść na dietę....  Wiem!  Od teraz będę pić tylko wodę i nie będę nic jeść!- zadowolona ze swojego pomysłu, poszłam wziąć szybki prysznic.
Położyłam się do łóżka i odblokowałam telefon.

Facebook: 1 nowa wiadomość.

''Ciekawe, co takiego....''- kliknęłam na ikonę.

''Użytkownik Kunpimook Bhauwakul napisał do ciebie.''- przeczytałam i zaśmiałam się pod nosem.

- Czego ten skończony idiota znowu chce........- mruknęłam z pogardą.

Otworzyłam wiadomość, napisane w niej było tak:

  '' Siemka, _______.   Jutro po szkole, plac.  To rozkaz.  Tylko spróbuj się nie pojawić.''

Coś się kroi i wydaje mi się, że nie będzie to przyjemne spotkanie, ale chyba lepiej pójść, bo inaczej będzie mnie dręczyć nawet po szkole.....

*Jutro*

 Byłam strasznie zmęczona, bo całą noc myślałam o dzisiejszym ''spotkaniu''.
Miałam podkrążone i czerwone oczy.
Myślałem, żeby nie pójść do szkoły, ale wtedy pracowanie kilka lat na stu procentową frekwencje poszło by w błoto.

''Dużo przeszłam, przejdę i to!''- mówiłam sobie w duchu, ale naprawdę to aż trzęsłam się ze strachu.

BamBam, jest szkolnym bad boy'em.  On i jego paczka ciągle mnie dręczą, dlatego darze go innym uczuciem niż przykładowo moją przyjaciółkę- Ju Noo.   Ona jest dla mnie jak siostra, a on.....  Jak znienawidzony sąsiad. 

Zadzwonił ostatni dzwonek.

'' O nie......  To teraz....''- pomyślałam i oblał mnie zimny pot.
Chciałam mieć to już za sobą, więc pośpiesznie poszłam na miejsce spotkania.

Szłam szybko, ale cicho stąpałam po ziemi.   Postanowiłam się ukryć za murkiem, żeby zobaczyć czy jest ze swoją bandą.

'' Jak to..?!   J-jest.....  Sam...?!  Czekaj....  Co on trzyma....?  C-czy to kwiat?!- podskoczyłam z przejęcia.-  _____, ogarnij się!  Przecież każda dziewczyna w szkole na niego leci.  To na na pewno nie dla ciebie!- klepnęłam się w policzek i podeszłam do chłopaka.

- Cześć, ______.- powiedział uśmiechając się.
- Cześć.  Czego chcesz?- zapytałam oschle.
- Co takie niemiłe powitanie?   To dla ciebie.- podał mi kwiat.
- Żartujesz sobie?!- zaśmiałam mu się prosto w twarz.- Myślisz, że jestem taka głupia, żeby uwierzyć w te twoje gierki i zakłady z kolegami?  Śmieszny jesteś.- prychnęłam.
- Ale _____.- wołał mnie, ale ja poszłam do domu.

'' Ten idiota, myśli, że te jego gierki mnie bawią.''- śmiałam się ironicznie.

 Wróciłam do domu, zrobiłam kakao i włączyłam dramy.  To najlepszy sposób na poprawienie sobie humoru.  Oglądałam je do 02:30, a potem wzięłam prysznic.   Wyjątkowo długi, bo jak wyszłam była już 03:15.
Położyłam się, ale i tak zasnęłam dopiero około 04:30.
Tak więc, reasumując.  Kolejną noc nie spałam.

Jak zwykle wstałam, ubrałam się i podeszłam do lustra.

''O boże, jaki potwór....''- ziewnęłam.

Nie jestem zwolenniczką makijażu i zazwyczaj się nie maluję, ale to była wyjątkowa sytuacja.
Poszłam do kuchni, chcąc coś zjeść.

-''Przecież, jestem na diecie......- walnęłam się w czoło.-  Tak licząc, to nie jadłam już dwa dni.  Na razie dobrze mi idzie.''
Napiłam się tylko wody i poszłam umyć zęby.  
Wyszłam z domu i miałam pół godziny, aby dotrzeć do szkoły, a była on zaledwie kilka ulic od mojego domu.
W szkole byłam 20 minut przed dzwonkiem, więc postanowiłam pouczyć się do kartkówki, bo wczoraj nie zdążyłam.
Dziwne, bo po 10 minutach umiałam wszystko.
Postanowiłam pójść do łazienki i zobaczyć, czy worki pod oczami są nadal tak bardzo widoczne.
Otworzyłam drzwi i zatrzymałam się, bo słyszałam jak dwie dziewczyny ze sobą rozmawiają.

- Prawda, że Bamuś jest super?!- piszczały.
- No!  Jest najlepszym facetem, jaki chodzi po ziemi!

Na samą myśl o nim chciało mi się wymiotować, a one gadają, że on jest super?  Żałosne.

 Przejrzałam się w lustrze i wyszłam, a dwie wielbicielki tego idioty, zmierzyły mnie wzrokiemjakbym była jakąś kosmitką.


Szłam spokojnie przez korytarz, ale zaczęło mi się kręcić w głowie.   Oparłam się lekko o ścianę.   Pamiętam tylko jak zsuwałam się po niej i dalej nic.

Obudziłam się w gabinecie pielęgniarki.  Chciałam zapytać co się stało, ale byłam zbyt słaba, żeby cokolwiek powiedzieć.
Na krześle obok mojego łóżka, siedział niejaki ''Bamuś''.

''Po cholerę ten idiota tutaj przychodzi.''- pomyślałam i już miałam mu powiedzieć, żeby spadał, ale zobaczył, że się obudziłam.

-PIELĘGNIARKO!!- darł się wybiegając na korytarz.- ________ SIĘ OBUDZIŁA!!
-Zamknij się, bo głowa mnie boli.- powiedziałam oschle.
-Przepraszam....- spuścił głowę.
  '' Zaraz, zaraz....  CZY ON WŁAŚNIE POWIEDZIAŁ ''PRZEPRASZAM''?! DO MNIE?! N-nie możliwe....  C-chyba mam coś ze słuchem......''
W tym samym momencie do pokoju weszła pielęgniarka.

-Jak się czujesz?- zapytała z uśmiechem.
-D-dobrze....  A mogłabym o coś panią prosić?
-No jasne.
-Może pani go wyprosić?- wskazałam palcem na Bam'a.
-Ale dlaczego?  To on cię przecież uratował.
-U-uratował...?
-Tak.  On przyniósł cię tutaj na plecach, gdy ty byłaś nieprzytomna i czuwał przy tobie aż do teraz.
-''Aż do teraz"?!  To która jest godzina?!- podniosłam głowę, ale ból był ogromny więc znowu ją położyłam.
Pani spojrzała na zegarek.
- Jest dokładnie 17:00.- uśmiechnęła się.
-Jak to?!  Ile ja tu leżałam?!- spanikowałam.- A tak w ogóle, po co ty tu byłeś?!
-Bo się martwiłem....- powiedział nieśmiało patrząc na podłogę.
Moja panika, przerodziła się w złość.
- Martwiłeś się?!  A martwiłeś się kiedy mnie wyzywałeś?!  Martwiłeś się kiedy popychałeś mnie bez żadnego powodu?!  Pytam, MARTWIŁEŚ SIĘ?!- wykrzyczałam ze łzami w oczach i ile tylko miałam sił wybiegłam ze szkoły.
Na najbliższej ławce usiadłam żeby zaczerpnąć powietrza.

''Dlaczego on musi być takim idiotą..?  Dlaczego przez niego płaczę...?''- pomyślałam, wytarłam ostatnią spływającą mi po policzku łzę i ruszyłam do domu.

Znowu cała noc minęła mi na oglądaniu dram i myśleniu o tym debilu.   Mam go dość.  Chciałabym, żeby zostawił mnie w końcu w spokoju.   Dlaczego nie mogę żyć jak normalna nastolatka?  Imprezy i tak dalej......  No dlaczego, się pytam?!

Przez cały weekend nie wychodziłam z łóżka i jedyne co robiłam, to płakanie w poduszkę.   I uprzedzę wasze pytania.  Nic nie jadłam, więc brakowało mi sił, aby cokolwiek zrobić.
Była niedziela wieczór.  Usłyszałam głośne pukanie do drzwi.
Zajęło mi to 10, ale w końcu doczołgałam się do drzwi.

-Kto tam?- powiedziałam otwierając je i przecierając oczy.
-Bhauwakul.  Chcę cię przeprosić.- słyszałam w jego głosie współczucie, a także roztargnienie.- _____!  Jak ty wyglądasz?!  Jesteś chuda jak patyk i masz całe czerwone oczy!  Idź coś zjeść!- powiedział, a raczej krzyknął.
-Sam powiedziałeś, że jestem gruba.  I na pewno nic nie zjem.- założyłam ręce na klatkę piersiową w oznace buntu.
-Wiem, że tak powiedziałem i bardzo tego żałuję.  Obiecuję, że od teraz już nigdy więcej cię nie skrzywdzę!  Przysięgam!- rozpłakał się.- Ja wtedy nie wiedziałem co do ciebie czuje..... Ale teraz wiem.....  J-ja cię kocham..........- przetarł oczy rękawem.
Nie wiedziałam co powiedzieć, ale pozwoliłam dać upust emocjom.
- Głupi... Głupi, idioto!- krzyczałam.- Jak możesz?! Jak możesz tak mówić?!  Przez ciebie prawie popadłam w depresję, ale udało mi się to przezwyciężyć z myślą ''Może jutro nie będzie mnie dręczył.'', ale nigdy tak nie było.   Ciągle mnie krzywdziłeś, słownie i fizycznie.  Mam cię dość!  Wiem, że ty nie znikniesz, ale ja tak.   Do nie zobaczenia, Bam.- powiedziałam i zamknęłam szybko drzwi.
Słyszałam jak uderza w nie pięściami, ale nie zwracając na to uwagi, poszłam do łazienki.
Wzięłam żyletkę.

''Od kiedy miłość to nienawiść?''- to były moje ostatnie słowa, po których podcięłam sobie żyły.

__________________________________________________


 Wiem, że miał być fluff, ale miałam wenę na tragedię XDDD  Do tego to mój pierwszy scenariusz..... ;///   Ale mam nadzieję, że może być :>>>>>




wtorek, 23 lutego 2016

I want to be with you.


Gatunek: romans, tragedia.
Tytuł: I want to be with you.
Typ: one-shot, angst.

__________________________________________________


  

''Znowu ta cholerna szkoła....''- pomyślałem słysząc budzik.


Niechętnie wstałem i poszedłem do kuchni napełnić pusty żołądek.


Po drodze potknąłem się o własne nogi, ale to tylko szczegół.


''Dobra śniadanie zjedzone. A teraz muszę nakarmić Arienę......''- westchnąłem, biorąc puszkę z karmą.


Ariena, to mój psi przyjaciel. Najukochańszy kundelek na świecie. Tak naprawdę, to tylko ona jest moim prawdziwym przyjacielem..... W szkole, jestem jednym z najpopularniejszych chłopaków, ale po co mi to skoro wszyscy są fałszywi? Zadają się ze mną tylko dlatego, że jestem bogaty..... Czasami mam ochotę powiedzieć im wszystkim, żeby się wypchali, ale wtedy zostałbym już całkiem sam.


Moi rodzice pracują w Japonii i odwiedzam ich co miesiąc, więc gdyby nie Ari (tak ją zdrobniale nazywam) nie miałbym już nikogo.


Może i to jest trochę smutne, ale przywykłem do tego.

Mój plan dnia wygląda tak:


Wstaję, idę do szkoły, wracam, robię lekcję, idę spać. Chyba, że jest weekend, to wtedy tylko się uczę.


Mam dobre oceny, bo całe dnie poświęcam na naukę. Z jednej strony dlatego, że nie mam nic innego do roboty.


Moim prawdziwym marzeniem, jest mieć prawdziwego przyjaciela. Kogoś kto wysłucha mnie wtedy kiedy będę tego potrzebował. Kto przytuli mnie gdy będę smutny.


Tak.


Tylko tego tak naprawdę pragnę.....


Wyszedłem z domu kilka minut po 8.
''Po co się spieszyć, skoro i tak jestem już spóźniony?''- pomyślałem wlokąc się w kierunku budynku.

Dotarłem na miejsce, gdy zadzwonił dzwonek.
''Na prawdę wolno szedłem....''- trochę się zdziwiłem.
Usiadłem pod klasą i od razu wszystkie dziewczyny przyleciały do mnie jak pszczoły do miodu.

''Mam tego dość, idę się przejść....''- pomyślałem i wstałem żeby wyjść, ale ściana zrobiona z dziewczyn, była nie do ruszenia.
''No trudno.... Jestem jak widać skazany na taki los....''- znów usiadłem na ławce, uśmiechając się sztucznie do każdego.
W końcu udało mi się pokonać mur. Szkoda tylko, że dopiero gdy zadzwonił dzwonek na lekcję.

Minęło dopiero 5 minut, a ja czułem jakby minęły 3 dni...... Masakra.......... Dlaczego Koreański musi się tak dłużyć?!
W końcu zadzwonił dzwonek. A już myślałem, że będę tam gnił wiecznie.......


Wyszedłem na patio, żeby zaczerpnąć powietrza, które nie pachnie damskimi perfumami.

Oczywiście, nie obeszło się bez bitwy z ''wielbicielkami''.

Przedarcie się przez ich mur, było nie lada wyzwaniem, ale ja miałem sposób.


- Nie wierzę! Justin Bieber!- krzyczałem naśladując damski głos i wtedy kiedy nie zwracały na mnie uwagi, uciekałem.


-Tempe laski.- mruczałem sobie pod nosem, uśmiechając się sam do siebie.


Szedłem sobie spokojnie dróżką, gdy nagle ujrzałem na ławce prześliczną dziewczynę. Pierwszy raz widziałem kogoś tak ślicznego.

''Eh.... Na pewno ma na moim punkcie bzika.... Sprawdźmy.''- pomyślałem i usiadłem obok niej patrząc w chmury.

Dziewczyna nie zwróciła na mnie uwagi, bo czytała jakąś książkę, więc postanowiłem zacząć rozmowę.

- Hej. Ładna dzisiaj pogoda, prawda?- tak wiem, głupia gadka, ale nie mogłem nic innego wymyślić.

- Um.... Nie znam cię.... A poza tym jestem zajęta, więc proszę żebyś mi nie przeszkadzał....- mruknęła i wróciła do swojego zajęcia.

''Jak to?! Nawet na mnie nie spojrzała...... Pierwszy raz ktoś mnie olał.... To nie jest wcale takie miłe uczucie..... Ale to znaczy, że może.... Może ona nie wie kim jestem... Może nie wie, że jestem bogaty.... Może polubi mnie za to kim jestem z charakteru....''- uśmiechnąłem się na samą myśl o tym.

- Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać?- zapytałem.

- Po pierwsze, nie znam cię. Po drugie, jestem zajęta. Po trzecie, już to mówiłam.- warknęła i spojrzała w moją stronę.

Jej oczy były cudowne. Najczarniejsza czerń, jaką kiedykolwiek widziałem. Po prostu cudowne.
- Dobra, dobra.... Nie złość się, ja po prostu chciałem cię poznać....- uniosłem ręce w geście obrony, uśmiechając się.

- Jeśli chcesz mnie poznać, to po szkole, jeśli już. I zostaw mnie już w spokoju, bo chcę skończyć to czytać.- wskazała palcem na książkę.

- Czytałem to!- krzyknąłem radośnie.- Jeśli chcesz mogę ci streści.....- nie dokończyłem bo przerwała mi.

- Nie, dziękuję. Wolę przeczytać.- powiedziała i odeszła wolnym krokiem.

- Rozumiem. To widzimy się po szkole, przed placem!- krzyknąłem, a ta spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem i ruszyła do szkoły.

''Mam nadzieję, że przyjdzie.... Bardzo chciałbym ją poznać.... Chociaż wiedzieć jak ma na imię......''- pomyślałem i skierowałem się w kierunku budynku.


Po wszystkich lekcjach, pośpiesznie ruszyłem na plac.

Dziewczyna już czekała.

Podszedłem bliżej.

- Cześć.- uśmiechnąłem się.

- Hej. Po co miałam przyjść?- zapytała.

- Bo chcę z tobą porozmawiać, a raczej cię poznać.- oznajmiłem.

- Aha.... To co chcesz wiedzieć?

- Na przykład, jak masz na imię, w której jesteś klasie no i te sprawy......- podrapałem się po karku.

- Hym.... To tak...... Mam na imię Jao Nee, chodzę do 3E, mieszkam sama bo rodzice pracują w Japonii, mam psa wabi się Lu Bee, jestem miłośniczką wszystkiego co jest słodkie, dużo sie uczę i dlatego często wyzywają mnie od kujonów.... Coś jeszcze?

- Um... Nie....

- Okey. W takim razie, teraz ty o sobie opowiedz.- uśmiechnęła się. Jej uśmiech był taki uroczy i niewinny.


- Nazywam się Kunpimook Bhuwakul, mam trudne imię i nazwisko, więc mów mi BamBam. Pochodzę z Tajlandii, ale od dziecka mieszkam w Korei. Moi rodzice również pracują w Japonii, więc też mieszkam sam. Mam psa, wabi się Ariena, w skrócie Ari. A i chodzę do 3C.- zaśmiałem się.


- W końcu jest ktoś kto rozumie mnie w sprawie mieszkania samemu.- chyba się ucieszyła, bo złapała mnie za rękę. Była bardzo delikatna, niemalże nie odczuwalna.- Możemy gdzieś usiąźć, bo przyznam, że nogi po w-f'ie trochę bolą...- uśmiechnęła się lekko.


- Um... Jasne.- również się uśmiechnąłem.


Usiedliśmy na ławce i zaczęliśmy opowiadać o swoim życiu. Głównie o dzieciństwie. Przy okazji wymieniliśmy się telefonami, żeby mieć ze sobą jakikolwiek kontakt. Na rozmowie upłynął nam prawie cały dzień. Gdy Jao poszła do domu, ja również postanowiłem wrócić, bo robiło się już ciemno.


Wróciłem i rzuciłem się na łóżko, wzdychając jaka Jao Nee jest śliczna, cudowna itp.


Z moich wyobraźni, wyrwało mnie głośne szczekanie Ari.


-Już idziemy!- krzyknąłem.


Wyszedłem z psem na spacer i postanowiłem napisać do nowej ''przyjaciółki''.





Ja: Cześć. Masz jutro czas? :)


Ona: Hej. Mam, a co?


Ja: Um... Bo pomyślałem, że moglibyśmy gdzieś razem wyjść.


Ona: Chętnie (: A gdzie?


Ja: Może do kina?


Ona: Świetnie! To do zobaczenia :}




Miałem ochotę, aż skakać z radości. Czuję, że ona naprawdę, może być tą, z którą chcę być. Lubi mnie za to jaki jestem, a nie to kim jestem i ile mam kasy. A jednak. Marzenia się spełniają.





Dzisiaj sobota, a co za tym idzie, spotkanie z Jao Nee. Nie mogę się doczekać!


Wypiękniłem się dzisiaj na maksa. Postawiłem włosy na żel, ubrałem czarne rurki i białą, za dużą koszulkę. Dla niektórych pewnie, wyglądałbym jak pedał, ale to mój styl i nie będę zmieniał się, żeby upodobać się innym. Nawet mowy nie ma.





Wyszedłem z domu i ruszyłem w kierunku....... No właśnie..........


''Gdzie ja idę?! Przecież nie wiem gdzie ona mieszka....''- walnąłem face palma i wyciągnąłem komórkę.





Ja: Um.... Gdzie mieszkasz? Wiem, że powinienem zapytać wczoraj, ale jakoś się złożyło, że zapomniałem.....


Ona: Musisz przejść aleją Parkową, potem trzy uliczki w lewo i przed oczami będziesz miał duży biały dom z szarym dachem.


Ja: Okey, dzięki.


Ona: Nie ma za co :}





Poszedłem tak jak mnie kierowała. Trochę zabłądziłem, bo zamiast pójść w lewo, poszedłem w prawo, ale potem wróciłem się i poszedłem w lewo.


Dotarłem do niej po 30 minutach.


'' No... Trochę mi zeszło...''- pomyślałem i zadzwoniłem do drzwi.





- Już otwieram!- krzyknął ktoś z wnętrza domu.





Moim oczom ukazała się najcudowniejsza osoba, którą zauroczyłem się na pierwszy rzut oka.





- Wow.... Ś-ślicznie wyglądasz....- to jedyne co udało mi się wydukać.


- Dziękuję. Ty też.- uśmiechnęła się.- Poczekaj, tylko jeszcze wezmę portfel i możemy iść.- powiedziała i sięgnęła po przedmiot, ale ja złapałem ją za nadgarstek.


- Nie. Ja za wszystko zapłacę.- puściłem oczko.


- Spokojnie, nie jestem biedna czy coś. Mogę za siebie zapłacić.- zaśmiała się.


- Ja też nie jestem biedny, więc zapłacę za ciebie.- również się zaśmiałem.


Ta westchnęła i powiedziała:


- Dobra, to możemy już iść.


Zamknęła drzwi na klucz i ruszyliśmy do kina.


Film nie był zbyt ciekawy, bo ktoś tam kogoś pokochał, a potem ten ktoś miał wypadek i coś tam dalej..... Nie wiem bo nie oglądałem.......... Ale widziałem, jak Lao Nee ciągle wyciera oczy chusteczką.


Zaśmiałem się pod nosem widząc to.


- Co cię tak bawi?- zapytała pociągając nosem.


- Zastanawiam się dlaczego, wy dziewczyny jesteście takie wrażliwe i przez wszystko ryczycie.- uśmiech nie schodził mi z twarzy.


- Sama nie wiem.... Taka kobieca natura, jak widać.....- znowu przetarła oczy.


Oparłem głowę o swoją rękę i prawie zasnąłem, ale z transu wyrwał mnie anielski głos.


- Haaalo.... Film się skończył możemy iść.....


- C-co...? Ah, tak idziemy.....- ledwo wstałem, bo zaczęło mi się kręcić w głowie.


- Wszystko w porządku?- zapytała zdenerwowana.


- Tak, w jak najlepszym..... Chodźmy......


- Dobrze.....


Wyszliśmy z kina, odprowadziłem ją i sam ruszyłem do swojego domu.




Od poznania Lao Nee minęło kilka miesięcy i od chyba tygodnia się spotykamy. Kocham ją i jest najcenniejszym skarbem w moim życiu. Wszystko układało się perfekcyjnie, ale pewnego dnia dostałem sms'a od Lao Nee:





'' Hejka, skarbie. Musimy się spotkać teraz. Wpadnę do ciebie za 5 minut.''


Ledwo co zdążyłem go przeczytać, usłyszałem dzwonek do drzwi.
Szybko otworzyłem i ujrzałem szczęśliwą i jednocześnie smutną Lao.






- Co się stało?- zapytałem zatroskany, przytulając ją.


- Wyjeżdżam na studia.....


- To wspaniale!- krzyknąłem uradowany. Bardzo się cieszę, że może się rozwijać.- A gdzie?


- Do Ameryki....- powiedziała, po czym spuściła głowę.


- D-do A-ameryki...?- jąkałem się.- J-jak to...?


- Moi rodzice złożyli podanie bez mojej zgody.... Dostałam się i nie mam wyboru.....- rozpłakała się.


- Rozumiem....- przytuliłem ją i pogłaskałem po głowie.- Ale co teraz z nami będzie..?


- Związki na odległość nie mają sensu....... Im bardziej dalej od ciebie będę, tym bardziej będę tęsknić....- zaszlochała.- Dlatego, chcę to zakończyć teraz........


Moje oczy zaćmiły się. Czułem jak któraś część mnie umiera.


- Chcę twojego szczęścia, więc nie będę protestował.- powiedziałem łamiącym się głosem.- Wiedz, że Cię kocham i kochać będę po życia mego kres. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Do zobaczenia, przyjaciółko.- szepnąłem i przytuliłem ją na pożegnanie.


Odeszła. Zupełnie zniknęła z mojego życia.




Znowu zostałem sam.




Całkiem sam.





''Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu.''

poniedziałek, 22 lutego 2016

Typical Teenager (3)


Gatunek: Tragikomedia.
Tytuł rozdziału: Heart says otherwise.
Typ: fluff.

_________________________________________________________________________


Dotarłam na miejsce, ale go jeszcze nie było.  Odblokowałam telefon, aby zobaczyć, czy odpisał.

''Brak nowych wiadomości.''


Popatrzyłam w niebo i westchnęłam głęboko.
-"Dlaczego byłam taka głupia?!  Dlaczego?!"- myślałam, jednocześnie wycierając łzy.
Starałam się uspokoić, jednak na marne.  Schowałam twarz w dłoniach i cicho szlochałam.


- Czemu płaczesz?- zapytał ktoś obojętnie.
- Mark!- krzyknęłam i rzuciłam się na niego.
On lekko mnie od siebie odepchnął i zapytał:
- Znasz to uczucie?
- Jakie?
- Kiedy patrzysz na kogoś i wiesz, że on nie czuje tego samego co ty?
Łzy spływały na ziemię, jedna po drugiej.
- Skąd wiesz, że nie?- zapytałam
Spojrzał na mnie zaszklonymi oczami.
- Ja cię kocham, Mark.  Jeszcze do niedawna myślałam o tobie, jak o najlepszym przyjacielu.  Ale zrozumiałam, że od samego początku, to była miłość.- wycierałam łzy.
Chłopak nic nie powiedział, tylko złożył pocałunek na moich ustach.  Jego wargi smakowały, jak najwspanialszy na świecie tort zrobiony z chmur i tęczy.
Odsunął się trochę po czym dodał:
- To smutne, że przekonałaś się o tym dopiero teraz.....
- Przepraszam........- łzy spływały mi po policzkach, spadały na ziemię z charakterystycznym dźwiękiem.
Mark przytulił mnie i wypowiedział słowa, które zapamiętam na zawsze.
- Nie przepraszaj.  Za miłość nie trzeba przepraszać.- przytulił mnie.
Staliśmy tak 5 minut.
- Wiesz co?- zapytał.
- Co?
- Kocham Cię.- szepnął mi do ucha.
- Wiem....
- Jak to?
- Wszyscy mnie kochają.- zaśmiałam się i pobiegłam w stronę placu.  Mark próbował mnie dogonić, ale zahaczył się bluzką o płot i w jednej chwili leżał na ziemi.
Śmiałam się jak nigdy.  Chłopak patrzył na mnie spod byka, ale mnie to nie zraziło, bo śmiałam się jeszcze bardziej.
Gdy trochę ochłonęłam, postanowiłam pójść na zakupy.  Mark- powsinoga, oczywiście pałętał się za mną.....
Kupiłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.  To jest:  podpaski, tabletki na przeciwbólowe itp.
Szłam do kasy, a Mark dziwnie przyglądał się mi i moim zakupom.
- O co ci chodzi?- zapytałam, czując się trochę niekomfortowo.
- Po co ci te wszystkie rzeczy?
Walnęłam takiego face palma, że przechodząca obok mnie dziewczyna, aż odskoczyła.
- Mark.....  Proszę, nie załamuj mnie....- rzuciłam i położyłam zakupy na ladzie.
- Ale to nie zmienia faktu, że nie rozumiem....- mruknął.
Zmroziłam go wzrokiem, a ten podniósł ręce w geście obronnym.
Zaśmiałam się pod nosem i zapłaciłam.
Wychodząc, poczułam bardzo przyjemny powiew wiatru.  Uwielbiam taką pogodę....  Słońce świeci, wieje lekki wiatr............  No po prostu uwielbiam!


Poszliśmy do mnie odnieść zakupy.    Wchodząc zauważyłam, że na blacie stoi wielkie białe pudło z dziurami.  Nie chciałam go otwierać, ale ciekawość była silniejsza ode mnie.
Otworzyłam je i wyskoczył z niego śliczny szczeniak rasy.
- Wabi się Coco.- powiedział uśmiechnięty Mark, opierając się o futrynę drzwi.
Ze łzami w oczach pobiegłam do niego i przytuliłam go z całej siły.
- Dziękuję!  A-ale...  Dlaczego mi go kupiłeś?   Przecież byłeś zły......- wydukałam.
- Po pierwsze.  Dziś są twoje urodziny, a po drugie, nawet jeśli umysłem bym cię nienawidził, to sercem i tak bym kochał.
Na te słowa zaszlochałam jak mała dziewczynka.
- Dziękuję, że jesteś..........- powiedziałam niemal niesłyszalnie.
- Nie ma za co....- wyszeptał.


 Z każdym dnie zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej.  Chodziliśmy do kina, na spacery i te różne.
Pewnego dnia do Mark'a przyszedł sms.


''Cześć Mark.  Tutaj twoja dawna przyjaciółka, Lione.   Przyjeżdżam do Korei na tydzień.  Mogłabym się zatrzymać u ciebie?''


- O nie!- krzyknął, zanim jeszcze dowiedziałam się o sms'ie.
- Co się stało?- również krzyknęłam.
- O nie, o nie, o nie.....  Lione tu przyjeżdża i chce mieszkać u mnie..... O nie......- chodził w kółko wyraźnie zdenerwowany.
- Kim jest ta, Lione?- podkreśliłam imię.
- Lione, to moja przyjaciółka z dawnych lat.  Jest bardzo samolubna, jednak jest dla mnie jak siostra.  Zostaje u mnie na cały tydzień, a że nie zna tutejszych ludzi i ogólnie miasta, będę cały tydzień musiał się nią zajmować.....
- To świetnie!- wykrzyknęłam, bo bardzo lubię poznawać nowych ludzi.- Będziemy się świetnie bawić!
- Właśnie w tym problem......  Lione nie lubi poznawać nowych ludzi i raczej nie będzie zadowolona jeśli będziesz z nami chodzić.........  Kurde, co ja mam zrobić?!- załamał się.
Byłam z tego powodu smutna, ale dla niego wytrzymam ten tydzień.  Westchnęłam głęboko, po czym dodałam:
- To po prostu ten tydzień nie będziemy się widywać......   Zadowolimy się rozmową na czacie.....- starałam się uśmiechnąć, ale nie potrafiłam.
- No dobrze.....  Ale wiedz, że bardzo cię kocham i ona jest tylko przyjaciółką.- powiedział, chyba martwiąc się, że będę zazdrosna.  Nie mądry..... Nie jestem typem zazdrośnicy.   Znaczy myślałam tak, dopóki nawet nie zaczął odpisywać na moje sms'y.
Pisałam co 5 minut, a on nic.


''Chyba muszę pójść do niego i zobaczyć co jest...''- pomyślałam i pośpiesznie ubierając trampki, wybiegłam z domu.



niedziela, 21 lutego 2016

Typical Teenager. (2)


Gatunek: Tragikomedia.
Tytuł rozdziału: Friend zone.
Typ: fluff, angst.

________________________________________________________________________________

     Chłopak zjawił się u mnie dokładnie po 19 minutach.  Wiem, bo liczyłam. 

Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, zbiegłam na dół jak torpeda, by je otworzyć.
Mama była trochę zdziwiona mają reakcją, ale tylko się uśmiechnęła i powędrowała w kierunku kuchni.

W drzwiach stanął zdyszany i poszarpany Mark.  Krew leciała mu z nosa i spływała po policzku.
- Co się stało?!- krzyknęłam spanikowana.
- Cicho.....  Uspokój się......- powiedział cicho zasłaniając mi usta dłoniom.-  Na ulicy napadło mnie dwóch facetów, ale uciekłem im już....  Więc spokojnie.....- po każdym słowie brał głęboki oddech.  Widziałam, że sprawiało mu to ból, jednak nie wiedziałam w jaki sposób mu pomóc.
'' Mam!''- pomyślałam i szczęśliwa, podzieliłam się z Markiem moim pomysłem.
- Dopóki twoje rany się nie zagoją, będziesz mieszkać u mnie.- powiedziałam dumnie unosząc głowę.
Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
- Ja....  Nie mogę.....  Nie mogę u ciebie mieszkać.....
- Ale dlaczego?  Jakbyś nie mógł, to bym nie proponowała, czyż nie?- uśmiechnęłam się.
- No, tak..... Ale.....  Ja nie wiem, czy to dobry pomysł......- patrzył na podłogę.
- Oczywiście!  Przyjaciele muszą sobie pomagać!- niemalże krzyknęłam i przytuliłam go.
Ten niepewnie odwzajemnił uścisk, po czym zapytał.
- W takim razie, gdzie będę spać?
- Hym.....- nie przemyślałam tego.-  Już wiem!  Rozłożę sofę!- skoczyłam z radości.
Ten tylko pokiwał głową i ruszył za mną.

- Mamo, Mark przez jakiś czas będzie u nas mieszkał.- powiedziałam, przerywając jej to co teraz robiła.     Popatrzyła na mnie i na Marka, po czym zapytała.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Ale czego?- czułam się trochę zakłopotana.
- No, że masz chłopaka.- zaśmiała się.
Ja i Mark zrobiliśmy się czerwoni.
- T-to nie tak....  On jest moim przyjacielem!  P-prawda, Mark?
- T-tak, prawda!- dodał szybko.
Mama tylko wywróciła oczami i ruchem ręki dała nam znak, że mamy jej nie przeszkadzać.

W pokoju usiedliśmy na moim łóżku.  Najpierw odkaziłam jego ranę na czole, przez co syknął z bólu.   Potem przyłożyłam do jego szyi zimny kompres i kazałam mu trzymać go 10 minut.  Gdy krwotok z nosa ustał, poprosiłam żaby wytłumaczył mi co się tak właściwie stało i dlaczego go zaatakowali.
- Dlaczego mnie zaatakowali?  Tego nie wiem.....   Szedłem w powoli w kierunku twojego domu, gdy poczułem jak coś łapie mnie za kark i ciągnie w swoją stronę.  Na początku próbowałem się wyrwać, ale bez skutecznie.    Puścili mnie dopiero w jakiejś ciemnej uliczce i powiedzieli, że mam im oddać wszystkie pieniądze jakie mam.   ''Nie mam nic.'' powiedziałem im, ale oni chyba nie uwierzyli, bo zaczęli mnie kopać i okładać pięściami.
- Biedaku!!- wzruszyłam się.
- Na szczęście, jestem wygimnastykowany, więc prędko wspiąłem się na śmietnik, po czym skoczyłem na drabinę, która znajdowała się kilka metrów ode mnie.   Wszedłem na dach budynku i przeskoczyłem na kolejny i następny, a gdy byłem już odpowiednio daleko, zszedłem na dół.- powiedział dumnie.
- Przepraszam, że przeze mnie ci się to stało i obiecuję, że zajmę się tobą najlepiej jak potrafię.- wydukałam ze łzami w oczach.
Chłopak przytulił mnie i powiedział.
- To nie twoja wina.  Nie obwiniaj się, bo to tylko przypadek.  Po prostu byłem w nie odpowiednim miejscu o nie odpowiedniej porze.- powiedział spokojnie.
- Ale to nie zmienia faktu, że zajmę się tobą.- odpowiedziałam.
- W takim razie...  Dziękuję.- powiedział jeszcze bardziej mnie przytulając.



  Mark czuł się już lepiej.  Mieszkał u mnie tydzień i rany prawie się zagoiły.  
Muszę przyznać, że na pewno miło będę wspominać ten tydzień.   Bardzo się do siebie zbliżyliśmy.  Był świetnym przyjacielem.  Nie wyobrażam sobie, że mógłby teraz zniknąć z mojego życia.   Nawet nie chcę sobie wyobrażać!


Była dzisiaj sobota, więc nie musiałam iść do szkoły.  Postanowiliśmy się gdzieś wybrać, a nie cały dzień kisić się w domu jak ogórki.   Padł pomysł, żeby pójść do wesołego miasteczka, ale nie, bo Mark ma lęk wysokości.   Potem wymyśliłam, że można by było pójść do kina, ale nie było miejsc.  Więc został nam tylko spacer po parku.   Mark był szczęśliwy, bo lubi naturę.  A ja?  Mi też ten pomysł pasował, chociaż wolałabym kino.  No, ale trudno........  Biorę co dają..........

Było południe.  Słońce świeciło, ptaki śpiewały, a ja z Markiem spacerowałam po parku.   Czego można by jeszcze chcieć?   
Chodziliśmy po parku zupełnie bez celu.   Tak tylko, żeby się przejść. 
Na prawdę lubiłam przebywać w towarzystwie Marka.   Był on moim najlepszym przyjacielem.  Nawet Wendy nie była dla niego konkurencją.

 Po 3 godzinach bezcelowej wędrówki, postanowiliśmy odpocząć na ławeczce.   Usiadłam koło Marka, a ten objął mnie ramieniem.   Trochę się zarumieniłam, nie wiedząc czemu.  
- Yeri........- zaczął niepewnie.- Muszę cię o coś zapytać.......- spojrzał w moje oczy.
- Słucham?- uśmiechnęłam się słodko.
- Czy...  T-ty....  Coś do mnie czujesz?- mówiąc to patrzył cały czas na ziemię.
- Hym....- zastanowiłam się.- Jesteś moim najlepszym przyjacielem i mam nadzieję, że to się nie zmieni.- uśmiechnęłam się, nie zdając sobie sprawy, że właśnie go zostawiłam w tak zwanym ''friend zone''.
Ten starał się również uśmiechnąć, ale jego mina przypominała bardziej kiszonego ogórka.
Wstał po czym powiedział.
- Wiesz, co......  Muszę już iść......- spojrzał na zegarek.
- Um....  Jasne....  To do zobaczenia jutro.- odpowiedziałam.
- Jutro nie będę mieć czasu......  Po jutrze też..... Na prawdę muszę iść, pa!
Stałam jak słup, przez 10 minut.
''To zabolało......  Bardzo zabolało......''- pomyślałam wycierając łzę i ruszyłam w kierunku domu.


Rzuciłam się na łóżko i wypłakałam się w poduszkę. 
- Co takiego zrobiłam?!  No co?!- rzuciłam poduszką w ścianę.
Gdy trochę się uspokoiłam, zaczęłam trzeźwo myśleć.
- O nie....  Jaka ja byłam głupia!   Muszę z nim to wyjaśnić!- zaczęłam szybko ubierać buty.
Napisałam do niego sms'a o treści:

 Spotkajmy się w parku, przy fontannie.  Teraz.  Proszę.........

I wybiegłam czym prędzej kierując się do parku.