czwartek, 28 kwietnia 2016

Będę żyć. ~1

   

Gatunek: komedia romantyczna
Rodzaj: opowiadanie
Typ: fluff, angst
Ilość słów: 1112
Zamówione przez: Nie_Lucy

Siedziałam właśnie z Hoshim na sofie, gdy po mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
-Pójdę otworzyć...- mruknął, nie widząc reakcji z mojej strony.
  Zrobiło mi się trochę zimno, więc postanowiłam przynieść sobie kocyk z mojego pokoju.  Otuliłam się nim i wróciłam do salonu.   Zobaczyłam Hoshiego siedzącego przy stole, który trzymał w dłoniach niedużą kartę, a po jego polikach spływały....  Łzy?
  Nie pytając o nic, przytuliłam go.   Jego cichutkie łkanie zamieniło się w głośny szloch.
-Co się stało?- zapytałam gładząc go po roztrzepanych białych włosach.
-P-przyszły moje wyniki badań....- w tym momencie moje serce zaczęło bić szybciej....
-I-i co?- ponagliłam go po braku odpowiedzi.
-Mam...-przełknął głośno ślinę- Niedobór witaminy D....
  Moje ciało zawładnęła złość.   W jednej chwili wazon, który stał obok mnie uderzył go w głowę.
Potem widziałam tylko zamglony obraz krwi, karetki, trumny i czerwonych róż.
Obudziłam się zalana zimnym potem i z trudem łapałam oddech.
Nie wiedziałam co ten sen oznaczał, ale nie należał on chyba do tych najmilszych.
Szybko sięgnęłam po telefon i sprawdziłam godzinę.
‘’2:45’’- pomyślałam i odłożyłam przedmiot na miejsce.   Chociaż próbowałam, nie udało mi się zasnąć.
Włączyłam więc dramę i zrobiłam kubek ciepłego mleka z miodem.   Zawsze tak robiłam, kiedy nie mogłam odpłynąć do pięknej krainy snów.
Siedziałam w salonie przykryta mięciutkim kocykiem, który dostałam na 5-ąte urodziny od taty.   Teraz, gdy go już nie ma, przytulając ten kocyk wyobrażam sobie, że jej ojciec nadal jest ze mną i wysłucha lub przytuli mnie kiedy będę tego potrzebować.   Wiem, że tata jest w lepszym miejscu i jest moim aniołem stróżem, ale nawet posiadając tę wiedzę nie jestem w stanie bez niego żyć...  Potrzebuję  go.  Chociaż raz chciałaby poczuć, że jest dla kogoś ważna…  Stop!  Wróć…   Chociaż raz chciałabym poczuć,  że jestem ważna dla kogoś zdrowego psychicznie....  Zamiast tego bóg zesłał mi człowieka, który ma zeza, 3 chromosom, alzheimera, touretta i nie wiadomo co jeszcze.  On jest…   Skupiskiem wszystkich chorób, fizycznych i psychicznych, w jednym.   Jednym słowem, jest idiotą.  Ale…   Moim idiotą.
     Obudziłam się w salonie z laptopem na kolanach.
‘’Która to godzina?’’- pomyślałam i spojrzałam na zegarek.-‘’Dopiero 6:00?’’- zdziwiłam się.
Wiedziałam, że gruby zapyziały leń, który ma pierdolca jeszcze śpi, więc poszłam zrobić śniadanie tylko dla siebie.   Może być tak, że będzie spał do wieczora, co jakiś czas chodząc do kibelka, a jeśli zrobię śniadanie też dla niego jedzenie się zmarnuję, no więc postanowiłam, że będę oszczędna.
   Usiadłam przy stole i napisałam do przyjaciółki, jednocześni biorąc łyk kawy.
-‘’Hej, Meiumi.   Niestety, muszę odwołać nasz dzisiejszy wypad do parku, ale mam do zrobienia coś ważnego.  Może następnym razem ;)’’
-‘’Um…  No, dobra…  Pójdę sama, pa. :)’’
  Po przeczytaniu tej wiadomości już wiedziałam, że mam przerypane.  I to bardzo.
 
     Popijałam sobie spokojnie kawkę zagryzając kanapką z dżemem, gdy usłyszałam czyjeś, bardzo leniwe, kroki.   Nie chciałam wierzyć, że to Hoshi tak wcześnie wstał.   A jednak.
-Czemu tak wcześnie wstałeś?- zapytałam siadając przed nim przy stole.
-Zapytaj mnie za pół godziny, bo cię nie rozumiem...- powiedział i przetarł lewą dłonią.
A no tak...  Hoshi jest typem osoby: ''Rano nie wiem nawet jak mam na imię''.   To znaczy, że gdy się go budzi trzeba mu dać czas na ogarnięcie się, bo inaczej cały dzień będzie opryskliwy i arogancki.
Ja przywykłam do jego ''potrzeby'', ale gdy czasami nocuje u mnie koleżanka i pyta go rano czy chce kawy on odpowiada:
''56'' albo ''gdzie mój dżem, mamo?...''
Często mi mówiła, żebym poszła z nim do psychologa, ale jej odpowiadałam, że on tak po prostu ma.
Ona patrzyła na mnie tak jakbym była jakimś pająkiem i nie odzywała, aż do ogarnięcia się Hoshiego.
No, ale czego ja mogę oczekiwać od takiego zapyziałego kartofla, co?
Jedynie miłości...
Do frytek.

***

 Od mojego koszmaru minął tydzień.  Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że od jakiegoś czasu Hoshi chodzi przygnębiony.  Chcąc jak najprędzej dowiedzieć się co tym razem go trapi, zapytałam:
-Coś się stało?
-Nie… A czemu?- odpowiedział bez chęci do życia.
-No bo jesteś jakiś taki, nieswój…
-Bo widzisz…  Życie przemija raz, dwa.  Nie ma czasu na smutek czy rozpacz.  Liczy się każda sekunda.  Więc pamiętaj…  Nigdy nie trać nadziei, że kiedyś będziesz szczęśliwa.  Nawet jeśli mnie zabraknie, bądź silna i nie załamuj się.  Nie pozwalam ci.- po jego policzku spłynęła łza, a na ustach pojawił się ironiczny uśmiech.
Nie wiedziałam jak mam na to zareagować, więc oparłam się o jego bark i cicho szepnęłam:
-Nigdy się nie załamie, bo zawsze będę z tobą.
-Miejmy taką nadzieję…- pocałował mnie lekko w nosek i objął ramieniem.
Całe to zdarzenie przypominało sen.  Sen, który nie kończył się dobrze.  Bałam się tego co się stanie, ale nie chciałam dopuszczać do siebie złych myśli.

   Z czasem Hoshi robił się coraz słabszy.   Nie miał siły nawet na to, aby sam przejść z salonu do kuchni.  We wszystkim mu pomagałam, ale nie wiedziałam co mu tak naprawdę dolega.  Już od kilku dni zbierałam się w sobie, aby go o to zapytać, ale nie byłam gotowa.  A raczej, bałam się odpowiedzi i tego jakie poniesie ona ze sobą skutki.   Całe nasze życie może się zmienić...  Chociaż...  Ono już się zmieniło.  On nie jest już tym dawnym, wesołym i głupim Hoshim, którym się zauroczyłam...  Jest przygnębiony i zamknięty w sobie.   Nie opowiada już tych wspaniałych żartów (które śmieszą tylko jego) i prawie wcale się nie uśmiecha.  
Postanowiłam, że muszę jak najszybciej dowiedzieć się prawdy.   Zrobię to teraz.
Schodziłam po schodach wolno i cicho stawiając kroki.   Przez chwilę zastanawiałam się jeszcze, czy aby na pewno chcę poznać odpowiedź, ale moje serce kazało mi to zrobić.
Kierowałam się do salonu, który jest ostatnio najczęstszym miejscem pobytu Hoshiego.
Skryłam się za futryną drzwi i podsłuchałam kawałek jego rozmowy telefonicznej.
-Nie, nie powiedziałem jej jeszcze...   Nie wiem, jak to odbierze dlatego czekam na odpowiedni moment...   Masz rację...  Idę do niej, teraz...- powiedział i powolnymi ruchami podniósł się z kanapy, ubrał przesłodkie kapciuszki w króliczki i pocierając oko szedł w moim kierunku.
Po chwili staliśmy ze sobą twarzą w twarz.   Przez chwilę trwaliśmy w niezręcznej ciszy, ale postanowiłam ją przerwać.  Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam:
-Co masz mi do powiedzenia?- spytałam.
-Jestem...-zatrzymał się na chwilkę.- chory...
Nogi zaczęły się pode mną uginać.
-Nieuleczalnie...- dokończył.
Po moim policzku spłynęła łza, a ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz.
-T-to znaczy, że....- popatrzyłam na niego oczami pełnymi łez.
-Nie zostało mi dużo czasu i pragnę te ostatnie chwilę spędzić z tobą.   Mam nadzieję, że nawet gdy odejdę będziesz o mnie pamiętać i czasem popatrzysz w niebo szukając mnie jako gwiazdy święcącej najjaśniej specjalnie dla ciebie.   Nie bój się...  Może ciała nie będą już razem, ale dusze pozostaną ze sobą na zawsze.   Przypomnij sobie te słowa, gdy już mnie przy mnie nie będzie i pamiętaj...  Kocham cię tu i kochać będę tam.- wskazał palcem na rozgwieżdżone niebo.


[NOTKA AUTORA]

Wiem, że dawno nic nie wstawiałam, ale wena se poszła.... :<     Na szczęście wróciła i teraz postaram się codziennie coś dodawać :}    Przypominam, że można składać zamówienia na opowiadania (dowolnych osób i zespołów) w komentarzach i na mail'u (znajdziecie go w zakładce ''zamówienia'')