czwartek, 7 kwietnia 2016

"Ostatnia gwiazda właśnie zgasła" (1)

Gatunek: romans, tragedia.
Typ: opowiadanie.
Rodzaj: angst.
Zespół: Astro.



"Dlaczego mnie zostawiłaś...?  Byłaś najważniejszą osobą w moim życiu.... A teraz.... Gdy ciebie już nie ma, moje serce przepełnia pustka....  Ale wiedz, że....  Jesteś moją gwiazdą.....  Nawet jeśli dla innych zgasłaś, dla mnie świecisz najjaśniej."- pomyślałem i przejechałem palcem po jej zdjęciu.-"To wszystko moja wina.  Gdybym wredy szybciej zareagował, to auto by cię nie uderzyło!"
Złość, która we mnie krążyła była nie do zniesienia.  Wstałem z ławki i ruszyłem w kierunku wyjścia z katedry.  Odruchowo trzasnąłem drzwiami, ale nie zwarzałem na to.  Oddalałem się szybko ciągle patrząc w ziemie.   Nagle poczułem ból w klatce piersiowej i usłyszałem trzask książek.
-Um... Przepraszam....- powiedziałem drapiąc się po karku.
-Nic sięnie stało...- odpowiedziała wstając z ziemi.
Chwila... Znam ten głos..
Spojrzałem na nią...  To niemożliwe...
-Przecież... Przecież ty nie żyjesz....- powiedziałem cicho, ale na tyle głośno że to usłyszała.
-Ja? Stoje tu, prawda?- zaśmiała się.- A tak właściwie.... Znamy się?
-Chyba tak... Nazywasz się Lee Mi Nyu?
-No, tak.- uśmiechnęła się.
Po tych słowach coś we mnie pękło i szybkim ruchem ją przytuliłem.
-Mi... Wróciłaś do mnie....- powiedziałem mając łzy w oczach.
Dziewczyna mnie odtrąciła.
-Nie dotykaj mnie!  Widzę cię pierwszy raz w życiu, więc nigdy więcej tak do mnie nie mów!  ZBOCZENIEC!- krzyknęła i uciekła.
Stałem tam chwile, próbując pojąć co się przed chwilą wydarzyło.
Miałem mętlik w głowie.  Nie wiedziałem w tym momencie nawet jak mam na imię.  Dopiero, gdy wszystko sobie poukładałem ruszyłem w kierunku sali w której ćwiczy.
Spojrzałem do środka przez szerokie okno.  Była tam.  Układała właśnie choreografię do naszego ulubionego utworu.  Ukryłem sir za drzewem i dokładnie obserwowałem jej ruchy.  Każdy jej krok był perfekcyjny.  Lekki i spokojny, a zarazem uwodzicielski i pociągający.
"Pamiętam jak zawsze przychodziłem tu, by na ciebie popatrzeć.  Po treningu odprowadzałem cię do domu i żegnałem czułym uściskiem."- westchnąłem cicho wiedząc, że nic już nie będzie takie jak kiedyś.  Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w kierunku mojego domu.  Po drodze zachaczyłem o kiosk z koreańską prasą.  Nie mogłem uwierzyć w to co tam zobaczyłem.
"Jak to?! 23.04?!  Przecież ten dzień już był... Dokładnie za 4 dni Mi Nyu będzie miała wypadek...- stałem osłupiały wpatrując się w gazetę.- Może Bóg postanowił dać mi szamse i uratować ją.  W takim razie zrobię wszystko, by żyła."- pomyślałem, chwyciłem pierwszy lepszy kalendarzyk i ruszyłem w stronę domu.   W mieszkaniu starałem się przypomnieć sobie jakie niebezpieczeństwa będą na nią czychać przez kolejne 4 dni.
"Jutro poślizgnie się na schodach w parku."- podrapałem się po głowie.

Jest juź kolejny dzień.  To dzisiaj Mi ma spaść ze schodów, ale ja na to nie pozwolę.
Była godzina 12:39 gdy zauważyłem dobrze mi znaną kobiecą sylwetkę.  To ona.  Miała postawić właśnie pierwszy krok na schodach, ale zachwiała się i straciła równowagę.  Ja nie zwarzając na nikogo ani na nic rzuciłem się piegiem przed siebie.  Złapałem ją w ostatniej chwili.  Popatrzyłam na mnie wzrokiem zszokowanym i lekko przerażonym po czym dodała ciche "dziękuję" odrobinkę się przy tym rumieniąc.  Powiedziała rówież, że w podzięce za uratowanie jej życia zaprasza mnie na kawę.  Oczywiście, zgodziłem się.