środa, 17 lutego 2016

Typical Teenager. (1)

    

Gatunek: Tragikomedia.
Tytuł rozdziału: Forgive.
Typ: fluff.

________________________________________________________________________

Weszłam do szkoły i od progu przywitała mnie moja przyjaciółka - Wendy.
-Cześć, Yeri!- rzuciła mi się na szyję.
-Cześć!
-Idziemy gdzieś po szkole?- zapytała.
-Ugh.....  Dzisiaj nie mogę, mam jutro mega ważny test i jeżeli go nie zaliczę, to nie zdam do następnej klasy........
-Szkoda..... A jutro?
-Jutro mam czas.- uśmiechnęłam się.
-W takim razie do jutra!- pomachała mi i z uśmiechem na twarzy poszła na lekcje.
Ja wolnym krokiem ruszyłam w kierunku mojej sali.
Miałam dzisiaj straszne zakwasy, po wczorajszym treningu, dlatego ledwo chodziłam.
Szłam w stronę sali, myśląc o jutrzejszym teście, gdy poczułam silny ból z tyłu głowy.
Obudziłam się w gabinecie pielęgniarki.
Siedział obok mnie chłopak, którego widziałam pierwszy raz w życiu.  Miał śliczne brązowe włosy, opadające na jego bladą twarz oraz przepiękny biały uśmiech, niczym z reklamy pasty do zębów.
- Kim jesteś?  Kim ja jestem?  Co tutaj robię?- zapytałam łapiąc się za głowę.
W okół głowy miałam obwiązany bandaż.   Moja głowa bolała ilekroć się poruszyłam, więc postanowiłam się nie wiercić.
- Ty jesteś Yeri, a ja Mark.  Trafiłaś tu przeze mnie.  Bardzo cię przepraszam.- powiedział i spuścił głowę.
- Nie martw się, przejdzie mi.- podniosłam się lekko, ale głowa nakazała mi ponownie się położyć.- Ale powiedz mi... Jak to się stało?
- Byłem wtedy w pokoju dyrektora.  Jestem tutaj nowy i dyrektor powiedział mi wszystko o szkole.  Wychodziłem z jego gabinetu i usłyszałem głośny huk.  Byłem tak nieuważny, że otwierając drzwi potrąciłem cię i klamka, wbiła ci się w głowę.......- powiedział, a oczy mu się zeszkliły.
- Mówiłam już...........  Nic mi nie będzie.- uśmiechnęłam się.- Zdarza się.
- Nie w pierwszym dniu szkoły.....- mruknął szlochając.
-Ej ,ej.  To ja tu jestem poszkodowana i ja powinnam płakać, a nie ty.- zaśmiałam się, a on razem ze mną.
- Przepraszam, ale jestem bardzo uczuciowy.....   W każdym razie, wynagrodzę ci to!  Będę ci nosił plecak, odprowadzał do domu i robił wszystko o co nie poprosisz.- powiedział stanowczo.
- W takim razie mam pytanie.- powiedziałam.
- Jakie?- zapytał z zaciekawieniem.
- Dobrze się uczysz z Angielskiego?
- Znam go perfekcyjnie.  Mieszkałem w Wielkiej Brytanii.- uśmiechnął się.
- To świetnie się składa.  Pomożesz mi się pouczyć do testu?- zapytałam słodkim głosem.
- Chętnie.- odpowiedział.
- Dziękuję.- kamień spadł mi z serca.- A teraz idź na lekcję.  Nie chcę żebyś przeze mnie miał dostać ochrzan w pierwszy dzień.
- Spokojnie.  Powiedziałem dyrektorowi, że się tobą zajmę.- uśmiechnął się.
- To jeszcze lepiej!  Skoro mamy czas, to możemy pouczyć się tutaj.- zachwyciłam się.
- Jeśli chcesz.- powiedział i usiadł obok mnie.
Okazało się, że ma naprawdę świetny akcent i angielski nie sprawia mu problemu.  Wręcz przeciwnie.  Jest na kompletnie innym poziomie niż ja......  Ja zaledwie wyjąkam jak się nazywam i ile mam lat.

Uczyłam się jakieś 3 godziny i czułam, że zdam test.  I to nie tylko zdam, ale dostanę piątkę!   Postaram się jeszcze bardziej z racji, że Mark się tyle czasu poświęcił ucząc mnie......  Nie ma innej opcji niż piątka!
O godzinie 15:30 do gabinetu przyszła pielęgniarka i zmieniła mi opatrunek.
Powiedziała również, że jeśli głowa mnie już nie boli, mogę iść do domu.
Przyznam, że trochę mnie bolała, ale nie chciałam już dłużej tam siedzieć.

Mark powiedział, że mnie odprowadzi.   Szliśmy w ciszy, trochę niezręcznej.
- Gdzie mieszkasz?- zapytał, przerywając ją.
- Niedaleko, jeszcze tylko musimy przejść przez ciemną uliczkę i będziemy na miejscu.
- Rozumiem....  Z kim mieszkasz?- dziwne trochę to pytanie....
- Z mamą i tatą.  A ty?
- Sam.  Moi rodzice zostali w USA, bo tam pracują.
- Szkoda.... Nie czujesz się samotny?- powiedziałam ze współczuciem.
- Czasami.....  Fajnie jest się do kogoś przytulić.....- odpowiedział.
Nie mogłam tak bez czynnie stać.   Objęłam go i powiedziałam.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz czuł się samotny, przyjdź do mnie.
On na początku był trochę zaskoczony, ale potem odwzajemnił uścisk.
- Dziękuję.

Wchodząc do domu, moja mama zobaczyła bandaż i od razu się na mnie rzuciła.
- KOCHANIE, CO SIĘ STAŁO?!- zapytała zapłakana.
Wiecie.....  Jestem jej jedyną córką, więc bardzo się o mnie martwi.
- Nic mamo, po prostu wbiłam się w klamkę........
W mojej głowie to lepiej brzmiało.
- Dzwonimy na pogotowie!!- krzyczała spanikowana.
- Nigdzie nie dzwonimy.- uspokajałam ją.- Jest dobrze.  Pielęgniarka i Mark się mną zajęli.
Opss..... Chyba za dużo powiedziałam...
- Mark?- spojrzała na mnie z uśmieszkiem.
Ja spaliłam buraka i jąkając się odpowiedziałam:
- M-mark jest n-nowy w szkole i-i wiesz......
- Dobra, nie musisz się tłumaczyć.- zaśmiała się.- Idź się połóż, a ja przygotuję ci ciepłą herbatkę.
- Dziękuję.- powiedziałam i pomaszerowałam do swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko, jednocześnie odblokowywując telefon.
1 nieodebrana wiadomość.
Ciekawe kto to....

 Cześć, Yeri.  To ja, Mark.   Pewnie zastanawiasz się skąd mam twój numer.....   Dyrektor mi go podał, ale to nie ważne......   Jak się czujesz?  Nadal cię boli?

Ojej, jak się martwi.  Słodkie.....  Co mu odpisać?  Hym.....

JA: Cześć, Mark.  Czuję się dobrze, a głowa przestaje boleć.   Masz jakąś sprawę, że piszesz?

Ciekawe, czy dobrze napisałam, pytając się po co pisze.......

ON: Po prostu chciałem wiedzieć jak się czujesz....  Mam tylko pytanie.....

Chciałam napisać mu, żeby zapytał, ale w tym samym momencie do pokoju weszła mama.

- Kochanie, zrobiłam ci pyszną miętową herbatkę i..........- popatrzyła na mnie krzywo.- Co tam chowasz?
- A nic, nic.- powiedziałam.- Daj już tą herbatkę i jak będziesz wychodzić to zamknij drzwi, bo jest przeciąg.
- No dobra.....- powiedziała dziwnie się na mnie patrząc, a ja wróciłam do pisania z moim nowym kolegą.

JA:  Słucham :)

ON:  Mógłbym do ciebie wpaść?  Przepraszam, że się wpraszam, ale samemu w domu jest bardzo nudno.....

JA:  No jasne!  Wpadaj kiedy chcesz :)

ON:  Dziękuję.  Będę za 20 minut.

JA:  Czekam :>


Wypiłam szybko herbatę i czekałam na dzwonek do drzwi.

Will you be my friend?

  
Rodzaj: One-shot
Tytuł: Will you be my friend?
Gatunek: Dramat


________________________________________________________________________________

  Nazywam się Min Yoongi.   Mam 18 lat i uczę się w Seulskim liceum.   Moi rodzice zginęli w wypadku jak miałem 4 lata i od tamtej pory opiekowała się mną babcia.  Niestety zmarła, 11 lat po śmierci rodziców.   Po jej śmierci zacząłem zastanawiać się nad sensem życia.  Jestem sam.   Brak kogoś kto może cię wesprzeć w trudnej sytuacji, jest cholernie bolesny, jednak ja nie miałem zamiaru się wtedy poddać.  Nie przegram gry zwanej życiem! Jeszcze nie teraz.......  Nie teraz!
   Mieszkam sam w niewielkim mieszkaniu, na którego utrzymanie zarabiam w kafejce.  Nienawidzę tej pracy, ale tylko tam zarobię odpowiednią sumę.
  Uwielbiam zwierzęta i od 5 lat opiekuję się czarnym kotkiem.  Przybłąkał się kiedyś i już został.    Jest dla mnie najważniejszy, bo poza nim nikogo już nie mam.   Nawet przyjaciół.   Jestem pośmiewiskiem całej szkoły.  Sam nie wiem dlaczego.   Może dlatego, że nie ubieram się stylowo?  Może dlatego, że do szkoły zawsze mam to samo do jedzenia?  A może dlatego, że nie mam rodziców?     Jest tyle argumentów, że nie zdołam ich wszystkich wymienić.......
Powiem szczerze, że na początku, bardzo się tym przejmowałem, ale po jakimś czasie, cały ból i cierpienie, które wywoływali moi rówieśnicy, zniknął.   Tak jak wszyscy, których kochałem.  Zniknęli pozostawiając w moim sercu pustkę, której nikt już nie zapełni.....

________________________________________________________________________________

  Obudziłem się o 6:20, a był to poniedziałek więc trzeba iść do szkoły.   Nie chętnie wstałem i pomaszerowałem w kierunku kuchni, bo kot głodny.   Po nakarmieniu go ruszyłem w kierunku łazienki, aby się trochę odświeżyć.  Zeszło mi tam ponad 15 minut.   Potem znów poszedłem do kuchni, ale tym razem po swoje jedzenie.   Bum, tak nazywał się kot, domagał się pieszczoty, więc musiałem mu poświęcić te 5 minut.   Następnie udałem się do sypialni, po jakieś ciuchy, bo chyba w piżamie iść do szkoły nie wypada.     Wyszedłem z domu o godzinie 7:30, czyli miałem jakieś 25 minut, żeby tam dotrzeć.  Zamówiłbym taksówkę, gdyby nie to, że pieniądze nie spadają z nieba, a i tak zdrowiej jest się przejść.
Dotarłem do szkoły o 7:50, więc miałem jeszcze 10 minut do pierwszej lekcji.
Na powitanie, chłopacy z 3E, podstawili mi haka, potem ktoś wylał na mnie gorącą herbatę, a jeszcze inny popchnął na ścianę.   Pewnie kiedyś poszedłbym z tym do dyrektora, ale teraz to już nie miało znaczenia.

  Po skończonych lekcjach, wszyscy wybiegli ze szkoły jak stado słoni, tylko ja powoli maszerowałem w kierunku bramy wyjściowej.  
Nagle ktoś popchnął mnie tak, że stanąłem niefortunnie i upadłem zwijając się z bólu.    Pewnie leżałbym tam do jutra, ale ktoś zwrócił na mnie uwagę.
- Nic ci się nie stało?!- krzyknął przerażony.- Przepraszam!  Nie chciałem tego zrobić!
- Nie, nic się nie stało.- wydukałem, tłumiąc ból.-  Lepiej odejdź ode mnie, bo jeszcze cię ktoś zauważy.
- Dlaczego?- zapytał z poirytowaniem.-  Co z tego, że mnie zobaczy?  Najpierw muszę ci pomóc.
Popatrzyłem na niego, czy aby przypadkiem nie żartował, ale jego mina była bardzo stanowcza.
W jednej chwili złapał mnie za rękę, owinął ją sobie wokół szyi, pomagając wstać i zaprowadził do gabinetu pielęgniarki.
Okazało się, że moja noga jest złamana.   Pielęgniarka założyła mi gips i wypożyczyła kule, bo tylko dzięki nich mogłem się normalnie poruszać.
Wyszedłem z gabinetu, kierując się w stronę bramy, ale ktoś złapał mój nadgarstek.
Odwróciłem się i zobaczyłem tego samego chłopaka, który mnie popchnął.
- Jeszcze raz przepraszam.- powiedział z współczuciem w głosie.
- Nic się nie stało, w każdym razie już się przyzwyczaiłem.- uśmiechnąłem się.- A teraz idź, bo jeszcze ktoś cię zobaczy.- powiedziałem, znowu obracając się w stronę bramy.
- Dlaczego chcesz się mnie pozbyć?- zapytał ze smutkiem w głosie.   Zdziwiony, popatrzyłem na niego.
- Nie chcę się ciebie pozbyć, ale nie chcę też żebyś przeze mnie miał problemy, więc dla własnego dobra nie zadawaj się ze mną.
- Ale ja chcę się z tobą zadawać!  Co z tego, że będę miał problemy!  Przeze mnie ty masz problem, więc chociaż pozwól mi się sobą zająć dopóki nie wyzdrowiejesz...- poprosił.
Zastanawiałem się chwilę, bo pierwszy raz w życiu jestem w takiej sytuacji.
- No, jeśli chcesz....  Ale powiedz mi chociaż, jak masz na imię?- zapytałem.
- Jimin.  Park Jimin.- wyszczerzył się.
Park Jimin.....  Wpada w ucho.
- Ja jestem......- chciałem mu powiedzieć, ale mi przerwał.
- Tak, tak...  Min Yoongi....  To już wiem.....  Możemy już iść?
-Um.....  Tak.....- odpowiedziałem i ruszyłem za rudowłosym.

''Skąd zna moje imię?''.   To pytanie ciągle mnie zastanawiało.



  Cały tydzień w szkole pomagał mi Jimin.   Jestem mu bardzo wdzięczny, bo moja noga już nie boli i chodzę normalnie, no może czasami zaboli, ale jest dużo lepiej.
 Dzisiaj przyszedłem do szkoły pieszo.   Zajęło mi to 40 minut, ale jakoś się dowlokłem.
Przy pierwszym kroku postawionym w szkole, towarzyszyły mi wyzwiska takie jak:
- menel,
- frajer,
- ciota.
Przerwał je bardzo znajomy mi głos.
- Zamknijcie się!  Nie macie nic do roboty, tylko wyśmiewacie się z innych.  Ty bardziej wyglądasz na menela niż on!- wskazał palcem, na chłopaka, który naprawdę wyglądał jak bezdomny.
Zanim się obejrzałem, zaczęli go okładać pięściami.  Nie byłem wtedy w stanie myśleć logicznie, więc po prostu się na nich rzuciłem i kopałem każdego, kto się nawinął.
Skończyło się na tym, że trafiliśmy do pielęgniarki.  Wszyscy.  Nawet ci od wyzwisk, ale już nie odważyli się odezwać.
Miałem lekki wstrząs mózgu i krew spływała mi z czoła.
Gdy lekarz założyła mi opatrunek, wyszedłem z gabinetu, ale usłyszałem, że ktoś woła moje imię.
- YOONGI!!
Odwróciłem się.  Stał przede mną zdyszany Park.
- Przepraszam, że Cię w to wkręciłem.- powiedział, biorąc głęboki wdech.
- Nic się nie stało.  Tak naprawdę, to się cieszę.- uśmiechnąłem się.
- Tak? Dlaczego?
- Bo stanąłeś w mojej obronie.  Pierwszy raz ktoś to zrobił.
- Ale przypominam ci, że to przeze mnie miałeś złamaną nogę i w ogóle.....- zasmucił się.
- Nie myślmy o tym co było.- puściłem mu oczko, położyłem rękę na ramieniu i skierowałem się w kierunku wyjścia, ale ten się nie ruszył.
- Nie idziesz?- zapytałem.
-Idę, ale najpierw muszę cię o coś zapytać.
- Wal.- zaśmiałem się.
- Lubisz mnie?- spojrzał mi w oczy.
Nie mogę powiedzieć, że go nie lubię, ale jeszcze nie zbyt ufam ludziom.
- No, tak.- uśmiechnąłem się.
- Ja ciebie też!- krzyknął i przytulił mnie, po czym wyszliśmy ze szkoły.

Kolejne dni spędzałem w towarzystwie Jimina.   Bardzo go lubię i wydaj mi się, że on mnie  też.  Przynajmniej tak mi powiedział.
- Cześć, Yoongi!- krzyknął z końca korytarza.
- O hej.- odpowiedziałem.
- Spotkamy się po lekcjach?- zapytał.
- Nie mogę dzisiaj......   Po lekcjach idę do pracy i wracam o 20........  Ale może jutro?
- Jasne!  To do jutra!- powiedział.

Spotkaliśmy się na placu w parku.  Od razu gdy się zjawiłem Jimin przybiegł do mnie.
- Muszę cię o coś zapytać!
- Słucham.- powiedziałem.
- Obiecasz mi, że będziemy przyjaciółmi do końca naszych dni?- zapytał, ale brzmiało to raczej jak rozkaz.
- Obiecuję!  Ale ty również obiecaj.- powiedziałem.
- Przysięgam!- krzyknął i mnie przytulił.
Poszliśmy na lody i do kina.  Wydałem na to wszystkie pieniądze, które wczoraj zarobiłem, ale warto było.

Wróciłem do domu i rzuciłem się na łóżko.   Odblokowałem moją ''cegłę'' i zobaczyłem, że mam 3 nieodebrane połączenia i 1 wiadomość.
Pomyślałem, że najpierw zobaczę, co jest napisane w sms'ie.

 Cześć, Yoongi.  Byłeś moim najlepszym przyjacielem, z którym spędziłem tyle dobrych i złych chwil.  Niestety, wyjeżdżam jutro do USA.  Nie będę mógł z tobą pisać, ani rozmawiać.  Nie będę mógł cię widzieć, więc chcę zakończyć tę przyjaźń teraz, bo nigdy więcej się raczej nie zobaczymy.  Zawsze będę o tobie pamiętał.
 Twój Jiminie.

 Zabolało mnie to.  Bardzo.
Ze łzami w oczach, wstałem i udałem się do salonu.   Przytuliłem Bum'a i poszedłem do łazienki, zamykając drzwi na klucz.
- Obiecałeś.  Obiecałeś, że będziemy się przyjaźnić do końca naszych dni.   To, że ty jej nie dotrzymasz, to nie znaczy, że ja też.
Ja też będę o tobie pamiętał.
Do zobaczenia.  Tam na górze.-  to były moje ostatnie słowa, po czym połknąłem całą 8 tabletek nasennych.
Czułem, że zasypiam.

wtorek, 16 lutego 2016

Zamówienia.

  Zamówienia można składać w komentarzach i wysyłać na e-mail: pinkstoryofkpop@wp.plNapiszę wszystko, byle by dotyczyło k-popu!
Pozdrawiam ;**

Be mine.



Rodzaj: One-shot, dramat,
Tytuł: Be mine.
Paringi: VKook.

___________________________________________________
   

Dzień jak co dzień. Budzik, oczywiście obudził mnie za późno, więc wszystkie czynności wykonywałem w biegu. Od domu do szkoły miałem dobre 20 minut i pomyślałem, że zamówię taksówkę. Jednak to nie był dobry pomysł. Korki, najgorsze co może być dla ucznia śpieszącego się do szkoły. Będąc na środku ulicy zapłaciłem kierowcy i wysiadłem z taksówki, kierując się w stronę szkoły. Pierwsze 5 minut biegłem, ale musiałem zwolnić bo trochę zaczynało mi brakować tchu. Ja i moja cholerna kondycja. Na szczęście udało mi się dotrzać do szkoły przed dzwonkiem. ~ Przyznam, że byłem z siebie cholernie dumny. ~ Ledwo wszedłem do szkoły i od razu słyszę:

-pedał!

-menda!

-gej!

A właśnie, co do mojej orientacji..... Sam już nie wiem. Nigdy nie podobały mi się dziewczyny, ale może dlatego, że nigdy nie miałem okazji żadnej poznać.


Gdy dotarłem pod klasę usiadłem na podłodze i gapiłem się w ścianę, bez jakiegokolwiek celu. Nagle mój widok zasłoniła jakaś postać.

-Hej. Czemu siedzisz tak gapiąc się w ścianę, zamiast iść na przykład do swoich przyjaciół?- zapytał i usiadł obok mnie. ~Człowieku, chyba jakbym miał przyjaciół to bym tu tak nie siedział.~

- Bo widzisz... Nie mam przyjaciół i raczej nie chcę ich mieć.- uśmiechnąłem się sztucznie nie odrywając wzroku od ściany.

- Dlaczego nie chcesz mieć?

- Po pierwsze, że napewno niedługo znowu się przeprowadzę i będę musiał zerwać z nimi kontakty, a po drugie jestem pośmiewiskiem i to się raczej nie zmieni. Na każdej przerwie słyszę tylko: pedał, gej i tak dalej.....

- Pośmiewiskiem? Ja widzę tu tylko przystojnego licealistę, który ubiera się jak chce i nie zwraca uwagi na to co mówią inni. Jesteś osobą z której każdy powinien brać przykład. I w ogóle, to twoja sprawa jakiej jesteś orientacji- uśmiechnął się.

Po tych słowach zrobiło mi się ciepło na sercu. Pierwszy raz ktoś (oprócz mamy) powiedział, że jestem przystojny.

- Dzięki, ale to o orientacji mogłeś sobie oszczędzić.- zaśmiałem się i spojrzałem na niego.

Jego jasne włosy, zakrywały czarne jak smoła oczy. Miał jasną cerę i jego uśmiech -przypominający trochę prostokąt- sprawiał, że człowiek aż się rozpływał. Co do jego stylu... Miał na sobię luźną biała bluzkę, długi szary sweter i czarne rurki z wyciętymi na kolanach dziurami. Jednym słowem, spodobał mi się. Ale nie tak! Znaczy.... Nie! Koniec!

- A właśnie, chyba zapomniałem się przedstawić.- wstał i podał mi rękę.- Kim TaeHyung, ale możesz mi mówić Tae.- uśmiechnął się.

- Jeon Jeongguk, ale możesz mi mówić Jungkook. -odpowiedziałem również się uśmiechając.

- Hm..... A mógłbym mówić Kookie? Będzie bardziej słodko.- zapytał i spojrzał na mnie oczami kota ze Shreka.

~Ugh... I jak tu takiemu odmówić? Jak?!~

- Um... No dobra... - powiedziałem cicho, ale chyba usłyszał bo zaczął się cieszyć jak dziecko.


Po chwili zadzwonił dzwonek i weszliśmy do klasy. Całą lekcje czułem na sobie jego spojrzenie, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. Nagle na mojej ławce wylądował papierek zgnieciony w kulkę. Popatrzyłem na Tae pytając wzrokiem, a on na migi "powiedział", że mam otworzyć i przecztać. Tak też zrobiłem. Na karteczce było napisane tak:


Spotkajmy się po lekcjach na placu zabaw pod szkołą. Pokiwaj głową na znak, że będziesz.


Zastanowiłem się chwilę, po czym skinąłem twierdząco głową. ~Chyba się ucieszył,bo usłyszałem jak szepcze sam do siebie: JEST!~


Po lekcjach poszedłem na plac zabaw, aby spotkać się z Tae. Gdy tam dotarłem, on już czekał oparty o drzewo. Jednak gdy mnie zobaczył podbiegł do mnie i przytulił, tak mocno, że myślałem, że się uduszę.W końcu postanowił mnie puścić.


- Silny jesteś...- wydusiłem szybko łapiąc oddech.


- No wiesz... Pakuję trochę...- podrapał się po karku.


- Um... To super.- powiedziałem obojętnie.- Chciałeś się ze mną spotkać tak?


-Tak.- uśmiechnął się.- Kookie... Chcę, żebyś wiedział, że cię lubię... I to bardzo..... Wiem, że znamy się dopiero jeden dzień, ale jest mi cholernie smutno kiedy cię przy mnie nie ma i cholernie wesoło, kiedy jesteś. I poprostu chcę żebyś to wiedział.

Moje serce zaczęło bić mocniej. Nigdy czegoś takiego nie czułem.


- Cieszę się, że ktoś lubi moje towarzystwo.- uśmiechnąłem się szczerze.- Mi też sprawia radoś twoja obecność.


Po wypowiedzeniu tych słów, poczułem jeszcze mocniejszy uścisk niż przed tem, ale nie chciałem żeby mnie puścił. Wręcz przeciwnie, ja też go przytuliłem.


- Chcesz do mnie dzisiaj wpaść?- zapytał, przerywając trochę niezręczną ciszę.

~ Czy on to naprawdę powiedział?! Ja?! Do niego?! O mój boże!! ~

- Chętnie.- pokiwałem głową.

Zanim się obejrzałem on złapał mnie za rękę i kierował chyba w kierunku domu.

Jak się okazało, mieszkał bardzo blisko. Zaledwie 5 minut drogi. W każdym razie.... Tae mieszkał sam w nawet sporej kawalerce. Gdy o to zapytałem on odpowiedział:

- Rodzice pracują w Japonii i przysyłają mi pieniądze na utrzymanie.

- Ty to masz fajnie.... Ja muszę wszędzie z moimi jeździć.- oburzyłem się jak małe dziecko, na ci Tae się zaśmiał.

- Słodko wyglądasz, gdy się denerwujesz.- powiedział nadal się uśmiechając.

Poczułem jak na mojej twarzy pojawia się rumieniec, więc szybko ją zakryłem.

- Nie musisz się zakrywać. Przecież masz taką śliczną twarz.- powiedział i zaczął szukać kluczy do domu.

Gdy straciłem już ostatnią nadzieję, usłyszałem głośne:

-JEEEST!!

Tae otworzył drzwi i puścił mnie przodem. ~ Prawdziwy dżentelman ~.


Wnętrze mieszkania było bardzo.... nowoczesne. Kolory bardzo przyjemne dla oka, co sprawiało, że mogłem patrzeć na ściany godzinami. ~Wiecie, takie moje hobby~


- Usiądź na kanapie, a ja pójdę zaparzyć herbatę.- powiedział i zniknął w otchłani kuchni.

Nie miałem nic do roboty, więc wyjąłem z kieszeni komórkę i zacząłem się nią bawić.

Gdy Tae wracał z herbatą, zahaczył stopą o pasek mojej torby i przewróciłby się gdyby nie mój refleks. Szybkim, płynnym ruchem zerwałem się na równe nogi i podtrzymałem herbaty. Chłopak był widocznie zdziwiony, ale też zadowolony. Podziękował mi za pomoc i zaczęliśmy rozkoszować się Turecką herbatą. Pierwszy raz w życiu piłem herbatę, która nie została wyprodukowana w Azji.

Postanowiliśmy oglądnąć jakiś film. Tae wybierał. ~Po części dla tego, że ja się na tym nie znam.~ Ledwo zdążył się zacząć, a moje powieki już robiły się ciężkie. Oparłem głowę o jego ramię i zamknąłem oczy.

Czułem jak gładzi moje włosy. Nie zbyt mi to przeszkadzało, więc postanowiłem nic z tym nie robić. Nawet nie wiem kiedy zdążyłem zasnąć.

Obudziłem się w łózku Tae. ~ Spokojnie... Sam. ~

Chciałem iść go poszukać, ale zbyt szybko wstałem i zaczęło mi się kręcić w głowie. Gdy już mi przeszło, najpierw postanowiłem sprawdzić kuchnię, potem salon i resztę. Nigdzie go nie było. Na stoliku do kawy znalazłem karteczkę, na której napisane było tak:


'' Cześć, Kookie. Nie ma mnie w domu, bo mam parę spraw do załatwienia. Nie wiem kiedy wrócę, ale postaram się to zrobić jak najszybciej. Do zobaczenia. Tae.''


'' Nie musisz się spieszyć. Mnie i tak już nie będzie.''- pomyślałem i poszedłem do pokoju żeby zabrać swoje rzeczy.

Założyłem buty, płaszcz i wyszedłem, kierując się w stronę rzeki, ponieważ tylko tam mogłem posiedzieć w ciszy i spokoju. Po drodze mijałem mnóstwo ludzi i każdy patrzył na mnie jak na odmieńca, kogoś kto przybył z innej planety. Przywykłem do tego. Zawsze byłem, jestem i będę odmieńcem.


Gdy dotarłem na miejsce, zauważyłem kogoś opierającego się o drzewo. Podszedłem bliżej. Był to chłopak o jasno niebieskich włosach, które opadały na bardzo bladą twarz. Czekajcie.... Czy on? Płacze? Postanowiłem coś zrobić.


- Um.... Dlaczego płaczesz?- zapytałem.

Popatrzył się na mnie, ale nie jak kosmitę, tylko jak na normalnego człowieka.

- Powiedz mi. Dlaczego ludzie są tacy płytcy? Dlaczego udają, że są przyjaciółmi, a potem odchodzą bez słowa?! Dlaczego, no?!- ostatnie zdanie wykrzyczał po czym kopnął w stojący obok niego śmietnik, który pod wpływem uderzenia przewrócił się i wysypała się z niego zawartość.

- Sam nie wiem i też się zastanawiam.- powiedziałem i wymusiłem uśmiech.- Może dlatego, że ludzie potrafią naprawdę dobrze grać. Udają, że chcą być naszymi przyjaciółmi, a kiedy im się znudzi, szukają sobie innej ofiary, która zachwyci się tą grą bezgranicznie. Na tym polega życie i nic z tym nie zrobimy.

- Ciebie też przyjaciel zostawił?- zapytał szlochając.

- Nie wiem, czy mogę go nazwać przyjacielem. Myślałem, że nim był, ale wszystko wskazuje na to, że jednak nie.- wymusiłem uśmiech i spojrzałem na niego. Jego oczy były czerwone i spuchnięte od płaczu.

- Ale wiem, że jeśli cię porzuci, to znaczy, że nie był ciebie wart.- powiedziałem i przytuliłem go.

Nie wiem czy to było stosowne, - w końcu znam go dopiero kilka minut - ale wiem, że tego potrzebował. Wtulił się w moje ramie i zaczął powoli się uspokajać.

Gdy jego płacz ustał, powoli się od niego odsunąłem i zapytałem:


- Już w porządku?

- Tak.- odpowiedział pierwszy raz się uśmiechając. Jego uśmiech, był taki słodki i niewinny.- Dziękuję, że mi pomogłeś.


- Nie ma sprawy. Pomagając ci, pomogłem również sobie. Również dziękuję.- uśmiech nie znikał z mojej twarzy.

- A tak w ogóle.... Ile masz lat?- zapytał.

- 18, a ty?

- 20, czyli jestem trochę starszy.- uśmiech zrobił się jeszcze szerszy.

- W takim razie, hyung, jak masz na imię?- zapytałem rozbawiony. Znaliśmy swój wiek, ale imion to już nie trzeba, nie?

- Min Yoongi, ale możesz mi mówić Suga.- uśmiechnął się i podał mi dłoń.

- Jeon Jeongguk, ale możesz mi mówić Jungkook.- również podałem rękę.

- Byłbyś tak dobry i podał mi swój numer? W razie gdybym znowu miał depresję.- zaśmiał się.

- Hm.... Rozważę to.....- również się zaśmiałem.

Gdy wymieniliśmy się numerami, Yoongi powiedział, że musi już się zbierać i znów zostałem sam.

Nagle usłyszałem dzwonek telefonu. Odblokowałem telefon, aby zobaczyć kto dzwoni.

'' O. Mój przyjaciel, sobie o mnie przypomniał. Odebrać, czy nie.......''

Nacisnąłem zieloną słuchawkę. Usłyszałem niski głos, wydobywający się z urządzenia.

- Halo? Kookie? To ty?- zapytał, a w jego głosie można było usłyszeć nutkę zmartwienia.

- Dla ciebie, co najwyżej Jungkook. Czego chcesz?- zapytałem oschle.

- Coś się stało? Dlaczego nie odbierałeś?

Gdy to powiedział spojrzałem na ekran komórki. Faktycznie. 83 nieodebrane połączenia.

- A po co miałem odbierać? Żeby słuchać beznadziejnych przeprosin, za to, że mnie zostawiłeś?- starałem się mówić obojętnym tonem.

- Słuchaj.... Na prawdę przepraszam.... Nigdy więcej cię nie zostawię!- niemalże krzyknął.

- Nie zrobisz tego, bo nie będziesz miał okazji.- powiedziałem i rozłączyłem się.

Poczułem jak z moich polików skapują pojedyncze łzy.


''Dlaczego.... Dlaczego to tak cholernie boli?! Dlaczego nie mogę być obojętny, tak jak zawsze?! Dlaczego nie mogę przestać o nim myśleć?! Dlaczego.....''


Zakryłem twarz w dłoniach i usiadłem skulony pod drzewem. Pierwszy raz czułem smutek.




-Przyzwyczaiłem się do wyzwisk. Byłem obojętny kiedy mnie wyzywali i poniżali. Dlaczego teraz nie mogę być?!- krzyknąłem by wyładować złość.



Jedyne czego teraz chciałem, to nigdy go nie poznać.


Poczułem, że ktoś szturcha mnie w ramię. Spojrzałem w tamtą stronę, aby zobaczyć kim była ta osoba. Myślałem, że zemdleje. Siedział koło mnie nikt inny jak TaeHyung.

~ Boże... I co ja mu teraz powiem?! Spokojnie Kook, nie zwracaj na niego uwagi.... ~

- Kookie....- powiedział Tae najsłodszym głosem jaki kiedylkolwiek wydobył się z jego ust.

- Mówiłem ci już. Dla ciebie co najwyżej Jungkook.- powiedziałem oschle.

- Dlaczego? Coś się stało?- zapytał, jakby zupełnie nie wiedział co zrobił.

Już dłużej nie wytrzymam. Po tym wszystkim, on się jeszcze pyta czy coś się stało. Zabawne. Ha-ha-ha.

- Po tym co mi zrobiłeś, pytasz się jeszcze czy coś się stało?! Dobra, powiem ci. Osoba, którą uważałem za przyjaciela, odwróciła się ode mnie! Zostawiła samego, mając mnie gdzieś! I jakby tego było mało, nawet o tym nie wie! Mam dość tej osoby! Żałuje, że ją poznałem!- krzyknąłem- bo spokojniej nie dało się tego powiedzieć- i pobiegłem w kierunku mojego domu. Modliłem się w duchu, żeby za mną nie biegł. Jak widać, moje modły zostały wysłuchane.

Ale teraz przypomniała mi się jedna rzecz.....

PRZECIEŻ JA CHODZĘ Z NIM DO KLASY!! JAK MAM GO TERAZ UNIKAĆ?!


-------------------------------------------





"Chciałbym, żeby ten koszmar się wreszcie skończył. Chciałbym, być dawnym Jungkook'iem z którego wszyscy szydzą, a on i tak ma ich w dupie.

Dlaczego w moim cholernym życiu musiał pojawić się ten cholerny człowiek?!

Tak naprawdę.... To sam już nie wiem, czy warto jeszcze żyć. Przecież, równie dobrze mógłbym być teraz w raju. Tam gdzie nie ma tego cholernego smutku, cierpienia i bólu. Ale..... Nie mogę tego zrobić.... Nie mogę zostawić rodziny..... Po prostu..... Nie mogę...... Może i byłoby łatwiej, ale są tu na ziemi ludzie dla których warto żyć."

Moje przemyślenia przerwał tato.

-Synku, jesteś w domu?- zapytał na tyle głośno, że usłyszałem go u siebie.

- Tak, jestem.- krzyknąłem i znów powróciłem do myślenia o tym, jakie to życie jest bezsensowne.

Nie chciałem dopuszczać do siebie myśli samobójczych, więc włączyłem swój ulubiony zespół i zamknąłem oczy, aby wsłuchać się w utwór. Chciałem, aby ta chwila nigdy się nie skończyła, ale jak na złość, weszła do mojego pokoju mama, ogłaszając, że kolacja gotowa.

~ Jakby nie mogła krzyknąć z dołu.... Ale mniejsza o to....~

Zszedłem na dół, aby wziąć talerz i powędrować z nim do pokoju, ale mamie zachciało się rodzinnie spędzić czas, więc musiałem zostać na dole. Jedliśmy w ciszy, ale przerwał ją dzwonek do drzwi.

-Otworzę!- krzyknąłem, kierując się w stronę przed pokoju.

Przekręciłem klucz i pociągnąłem za klamkę. Moim oczom ulazał się ktoś, kogo nie chciałem już nigdy w życiu widzieć.

Odruchowo chciałem zamknąć mu drzwi, ale zatrzymał je i wszedł do środka.

- Wynocha z mojego domu!- krzyknąłem oburzony.

- Nie wyjdę dopóki nie wyjaśnisz mi o co chodzi.- powiedział, jakby nie obchodziło go to, że w każdej chwili mogę zadzwonić na policję i oskarżyć go o włamanie.

- Ughh...... Dobra, ale idziemy do mojego pokoju, bo rodzice jedzą kolację.- powiedziałem jakbym miał go zaraz udusić.

On tylko pokiwał twierdząco głową.

Szliśmy się w kierunku pokoju, ale rodzice musieli oczywiście wylecieć z "Milionem pytań do.."

- A kto to?

- Twój kolega?

- Ile ma lat?

- Gdzie mieszka?

- Skąd go znasz?

- Po co przyszedł?

- Chodzisz z nim do klasy?

Gdy na to wszystko odpowiedziałem, ruszyliśmy do pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz, aby nikt nam nie przerywał i chciałem mu wytłumaczyć, że nie chcę go już znać. Znaczy się..... Wydawało mi się, że już mu to wcześniej powiedziałem, ale jak widać jest tak pusty, że nie rozumie dwóch prostych słów. Co zrobisz. Zdarzają się i tacy.

Usiadłem na łóżku i zacząłem:

- Dlaczego tu przyszedłeś? Myślałem, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy.

- Nic sobie nie wyjaśniliśmy!- podniósł ton. Na początku trochę się przestraszyłem, ale po jakimś czasie strach zniknął.

- To teraz ci wyjaśnię! Nie chcę cię znać! Żałuję, że pojawiłeś się w moim życiu. I pragnę, żebyś zniknął tak szybko jak się pojawiłeś!- krzyczałem niepochamowanie.

- A-ale dlaczego? Co takiego zrobiłem? Nawet jeśli, to przecież przeprosiłem.- powiedział z lekkim oburzeniem.

- Przeprosiłeś?! Co mnie obchodzą twoje przeprosiny! To tylko puste słowa! Skoro żądasz wybaczenia, to chociaż trochę się postaraj!- krzyczałem resztkami sił, a do moich oczy zaczęły napływać łzy.- Dlaczego musiałeś się pojawić?! Dlaczego przez ciebie płaczę?! Dlaczego ...- nie dokończyłem, bo poczułem jego wargi na swoich ustach.

- CO TY ZROBIŁEŚ?!- krzyknąłem odrywając się od niego.

- Inaczej nigdy nie przestałbyś gadać.- powiedział obojętnie.

- JESTEŚ CHORY PSYCHICZNIE!!- nadal przerażony rzuciłem w niego poduszką.- Ja tu próbuję się być na ciebie zły, a ty robisz wszystko, żebym ci wybaczył.... Nie potrafisz współpracować....- zaśmiałem się cicho, ale nadal byłem zły.

- Może i nie potrafię współpracować, ale kochać owszem.- powiedział tak łagodnie, że mógłbym słuchać go całymi dniami.


Minęło już kilka dni, od tamtego zdarzenia, ale nadal nie byliśmy oficjalnie parą. Liczyłem na to, że on zrobi pierwszy krok.

A może.... Może, on nie chce się ze mną wiązać... Może.... NIE!! Gdyby nie chciał, to by mnie nie całował. Ugh, Kook, ogarnij się!

Postanowiłem, że poczekam jeszcze trochę, a jeśli on o nic nie zapyta, ja to zrobię!


Miałem właśnie wychodzić do szkoły, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek. Otworzyłem i ujrzałem w nich mojego..... Tak naprawdę, to sam nie wiem kogo..... Mniejsza.... Powiedziałem, żeby chwilę poczekał, bo muszę jeszcze przynieść torbę.

Gdy byłem gotowy, wybiegłem z domu jak strzała i popędziłem w stronę szkoły. Będąc w połowie drogi, przypomniłem sobie, że coś zapomniałem.

~ A, no tak... Tae.~

I znowu prędko do domu.

Idiota stał jak kołek oparty o płot i czekał chyba na zbawienie.

Zawołałem go, a ten w mgnieniu oka znalazł się obok mnie.

"Szybki jest..."- pomyślałem i znowu popędziliśmy w kierunku szkoły.

Jako, że dotarliśmy do szkoły o 8:15, musieliśmy iść potem do dyrektora i wytłumaczyć spóźnienie... To znaczy ja, bo ten pacan stał i tylko kiwał głową....

Po wyspowiadaniu się dyrkowi, pomaszerowaliśmy na resztę lekcji, które jak się okazało, cholernie się dłużyły. Miałem ochotę w trakcie lekcji wstać, pójść na środek sali i zatańczyć makarenę. Nawet sobie to wyobrażałem, więc uśmiechałem się sam do siebie. Musiałem wtedy głupio wyglądać, bo wszyscy dziwnie na mnie patrzyli. To znaczy wszyscy, oprócz Tae. Tan patrzył na mnie jakbym był jakimś aniołem, czy coś. Jeszcze tylko chóru brakowało.


Ledwo co wyszliśmy na przerwę, od razu zaczęły się wyzwiska. Co ja na to? Gówno ja na to. Szedłem przed siebie, a w dodatku z uniesioną głową, sam nie wiem dlaczego.

Tae zapytał się mnie, czy mi to nie przeszkadza, a ja tylko pokiwałem przecząco głową.


Każdą przerwę spędzaliśmy na placu zabaw obok szkoły. Uwielbiałem tam przesiadywać. Świeże powietrz, cień, słońce... Wszystko w jednym! Po prostu, perfect.

Gdy usiadłem na ławce obok Tae, podeszło do nas dwóch wykokszonych cwaniaków.

- Ej wy! Geje!- zawołali.- Może się jeszcze miziać zaczniecie? Pedały gejowskie.- wyzywali nas.

Ja oczywiście miałem to w dupie, ale Tae....

- Dziewczyny nie możesz znaleźć, to do chłopaków zarywasz?- nadal się nabijali.- Grubo, widzę.

- Grubo to ja widzę. Jak schudniesz to pogadamy.- popatrzył na niego z sarkastyczkym uśmieszkiem.- Masz coś do mnie? To, że wolę chłopaków to moja sprawa. Jeśli ci się coś nie podoba, to nie patrz.

~ Ten moment...... Ten moment, był bardzo zaskakujący. ~

Po tych słowach Tae podszedł do mnie, chwycił za ramiona, podnosząc mnie przy tym i złożył na moich wargach pocałunek.

Najpierw byłem lekko zdezorientowany, ale potem skumałem o co mu chodzi.

Spojrzałem kątem oka na grubasa i menelka, a oni skrzywili się i mieli odruchy wymiotne. Przyznam, że takie coś mógłbym widzieć codziennie.


- Jeszcze jakieś pytania?- zapytał Tae, gdy się od siebie oderwaliśmy.

Oni tylko popatrzyli na nas z przerażeniem w oczach i uciekli.

- Czego oni się tak boją?- zapytałem.

- Sam nie wiem. Miłości?- odpowiedział pytaniem na pytanie. No brawo.

- Może.- sam sobie dałem odpowiedz. Dzięki ja, pomocny jesteś.


Staliśmy przez chwilę w ciszy. Przerwał ją niski głos TaeHyunga.

- Kookie.... Wiem, że nie jesteśmy oficjalnie parą, więc chciałbym zapytać czy nie zechciałbyś przypadkiem się ze mną spotykać?


- Kookie.... Wiem, że nie jesteśmy oficjalnie parą, więc chcę cię zapytać czy nie zechciałbyś przypadkiem się ze mną spotykać?


~ W końcu zapytał!! Myślałem, że będę musiał czekać wieczność!! ~

- Oczywiście! Czekałem, aż zapytasz!!- krzyknąłem i rzuciłem mu się na szyję.

Staliśmy tak przez prawie 5 minut, a ja nadal nie mogłem uwierzyć. Pierwszy raz w życiu byłem tak szczęśliwy, więc to chyba oznacza, że naprawdę go kocham.

Ciszę przerwał anielski głos TaeHyunga.

- W takim razie, mój chłopaku, co robimy najpierw?- podkreślił wyraz ''chłopaku'', co sprawiło, że zrobiłem się jaszcze bardziej szczęśliwy.

- Nie wiem, a co chciałbyś robić?- zapytałem najsłodszym głosem na jaki mogłem się zdobyć.

- Zrobię wszystko, na co ty masz ochotę.- powiedział równie słodko.

- Hym.... Może pójdziemy do wesołego miasteczka?- zapytałem, podskakując z radości.

- Wspaniale!- krzyknął radośnie, po czym złapał moją dłoń i splótł nasze palce.

Po drodze, zaszliśmy jeszcze do lodziarni.


Gdy dotarliśmy na miejsce, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to ogromny rollercoaster.

''Muszę się tym przejechać!''- pomyślałem i spojrzałem na Tae. On również na mnie patrzył i chyba wiedział o co mi chodzi, bo od razu złapał mnie za nadgarstek i poprowadził pod atrakcję.


Kolejka była bardzo długa, więc pomyśleliśmy, że najpierw przejedziemy się diabelskim młynem. Co z tego, że mam lęk wysokości? Przecież będę z Taesiem. Przy nim niczego się nie boję.


Zajęliśmy miejsca. Ja usiadłem na środku i zakryłem oczy dłońmi, aby nie spoglądać w dół.

Tae popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem i zapytał:

- Boisz się wysokości?

- No, powiedzmy, że nie przepadam być wyżej niż ziemia....- odpowiedziałem, ale to chyba na to samo wychodzi.

- Czyli się boisz?- zapytał z szyderczym uśmieszkiem.

~ Super... Teraz pewnie będzie się ze mnie nabijał ~

- N-no tak....- powiedziałem zrezygnowany.

- W takim razie nie musisz.- przytulił mnie.- Jestem przy tobie.

~ C-co?! Myślałem, że będzie teraz coś typu: Boi dupa. A on zamiast tego mówi, żebym się nie bał bo jest przy mnie? Urocze, nie powiem........ Ale to nie zmienia faktu, że jestem zaskoczony..... ~

- Nadal się boisz?- zapytał nie przerywając uścisku.

- J-już nie......

- To dobrze.- powiedział i szczerze się uśmiechnął. Kocham ten uśmiech. Ten prostokątny, przepiękny uśmiech.

Nie wiedziałem co zrobić, więc tylko się uśmiechnąłem i złapałem go za rękę.

- Ale to, że się już nie boję, nie oznacza, że masz przestać mnie przytulać.- powiedziałem patrząc mu w oczy.

Ten się tylko uśmiechnął i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.


Dojechaliśmy na ziemię i popędziliśmy w kierunku rollercoastera.

Na szczęście, kolejka już nie była taka długa. Zaledwie 5 osób czekało.

Gdy dostaliśmy bilety i usadowiliśmy się wygodnie na miejscach, atrakcja ruszyła.

Na początku jechaliśmy spokojnie, ale z czasem kolej przyspieszała.

Byliśmy właśnie na zakręcie, gdy usłyszałem piski i głośne krzyki. Nie wiedziałem co się dzieje. Przed sobą zobaczyłem, że tory na, które mieliśmy za chwilę wjechać, rozpadły się. Została tam tylko pusta przestrzeń.

Popatrzyłem na TaeHyung'a, a on na mnie. Widziałem przerażenie w jego oczach. Spojrzałem też na innych ludzi. Wszyscy płakali, krzyczeli.

Poczułem, że spadam. Widziałem jak niektórzy się modlą, ale ja tego nie zrobiłem, bo wiedziałem, że to już jest koniec. Nie ma ratunku.


Złapałem TaeHyung'a za rękę i powiedziałem, wymuszając uśmiech:

- To nasze ostatnie chwilę razem. Chcę, żebyś wiedział, że cię kocham i zawsze będę. Tam, na górze również.

Po tych słowach, ostatni raz spojrzałem na TaeHyung'a, który płakał, ale również starał się uśmiechnąć.

Poczułem silny ból z tyłu głowy.

Potem widziałem już tylko ciemność.