niedziela, 21 lutego 2016

Typical Teenager. (2)


Gatunek: Tragikomedia.
Tytuł rozdziału: Friend zone.
Typ: fluff, angst.

________________________________________________________________________________

     Chłopak zjawił się u mnie dokładnie po 19 minutach.  Wiem, bo liczyłam. 

Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, zbiegłam na dół jak torpeda, by je otworzyć.
Mama była trochę zdziwiona mają reakcją, ale tylko się uśmiechnęła i powędrowała w kierunku kuchni.

W drzwiach stanął zdyszany i poszarpany Mark.  Krew leciała mu z nosa i spływała po policzku.
- Co się stało?!- krzyknęłam spanikowana.
- Cicho.....  Uspokój się......- powiedział cicho zasłaniając mi usta dłoniom.-  Na ulicy napadło mnie dwóch facetów, ale uciekłem im już....  Więc spokojnie.....- po każdym słowie brał głęboki oddech.  Widziałam, że sprawiało mu to ból, jednak nie wiedziałam w jaki sposób mu pomóc.
'' Mam!''- pomyślałam i szczęśliwa, podzieliłam się z Markiem moim pomysłem.
- Dopóki twoje rany się nie zagoją, będziesz mieszkać u mnie.- powiedziałam dumnie unosząc głowę.
Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
- Ja....  Nie mogę.....  Nie mogę u ciebie mieszkać.....
- Ale dlaczego?  Jakbyś nie mógł, to bym nie proponowała, czyż nie?- uśmiechnęłam się.
- No, tak..... Ale.....  Ja nie wiem, czy to dobry pomysł......- patrzył na podłogę.
- Oczywiście!  Przyjaciele muszą sobie pomagać!- niemalże krzyknęłam i przytuliłam go.
Ten niepewnie odwzajemnił uścisk, po czym zapytał.
- W takim razie, gdzie będę spać?
- Hym.....- nie przemyślałam tego.-  Już wiem!  Rozłożę sofę!- skoczyłam z radości.
Ten tylko pokiwał głową i ruszył za mną.

- Mamo, Mark przez jakiś czas będzie u nas mieszkał.- powiedziałam, przerywając jej to co teraz robiła.     Popatrzyła na mnie i na Marka, po czym zapytała.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Ale czego?- czułam się trochę zakłopotana.
- No, że masz chłopaka.- zaśmiała się.
Ja i Mark zrobiliśmy się czerwoni.
- T-to nie tak....  On jest moim przyjacielem!  P-prawda, Mark?
- T-tak, prawda!- dodał szybko.
Mama tylko wywróciła oczami i ruchem ręki dała nam znak, że mamy jej nie przeszkadzać.

W pokoju usiedliśmy na moim łóżku.  Najpierw odkaziłam jego ranę na czole, przez co syknął z bólu.   Potem przyłożyłam do jego szyi zimny kompres i kazałam mu trzymać go 10 minut.  Gdy krwotok z nosa ustał, poprosiłam żaby wytłumaczył mi co się tak właściwie stało i dlaczego go zaatakowali.
- Dlaczego mnie zaatakowali?  Tego nie wiem.....   Szedłem w powoli w kierunku twojego domu, gdy poczułem jak coś łapie mnie za kark i ciągnie w swoją stronę.  Na początku próbowałem się wyrwać, ale bez skutecznie.    Puścili mnie dopiero w jakiejś ciemnej uliczce i powiedzieli, że mam im oddać wszystkie pieniądze jakie mam.   ''Nie mam nic.'' powiedziałem im, ale oni chyba nie uwierzyli, bo zaczęli mnie kopać i okładać pięściami.
- Biedaku!!- wzruszyłam się.
- Na szczęście, jestem wygimnastykowany, więc prędko wspiąłem się na śmietnik, po czym skoczyłem na drabinę, która znajdowała się kilka metrów ode mnie.   Wszedłem na dach budynku i przeskoczyłem na kolejny i następny, a gdy byłem już odpowiednio daleko, zszedłem na dół.- powiedział dumnie.
- Przepraszam, że przeze mnie ci się to stało i obiecuję, że zajmę się tobą najlepiej jak potrafię.- wydukałam ze łzami w oczach.
Chłopak przytulił mnie i powiedział.
- To nie twoja wina.  Nie obwiniaj się, bo to tylko przypadek.  Po prostu byłem w nie odpowiednim miejscu o nie odpowiedniej porze.- powiedział spokojnie.
- Ale to nie zmienia faktu, że zajmę się tobą.- odpowiedziałam.
- W takim razie...  Dziękuję.- powiedział jeszcze bardziej mnie przytulając.



  Mark czuł się już lepiej.  Mieszkał u mnie tydzień i rany prawie się zagoiły.  
Muszę przyznać, że na pewno miło będę wspominać ten tydzień.   Bardzo się do siebie zbliżyliśmy.  Był świetnym przyjacielem.  Nie wyobrażam sobie, że mógłby teraz zniknąć z mojego życia.   Nawet nie chcę sobie wyobrażać!


Była dzisiaj sobota, więc nie musiałam iść do szkoły.  Postanowiliśmy się gdzieś wybrać, a nie cały dzień kisić się w domu jak ogórki.   Padł pomysł, żeby pójść do wesołego miasteczka, ale nie, bo Mark ma lęk wysokości.   Potem wymyśliłam, że można by było pójść do kina, ale nie było miejsc.  Więc został nam tylko spacer po parku.   Mark był szczęśliwy, bo lubi naturę.  A ja?  Mi też ten pomysł pasował, chociaż wolałabym kino.  No, ale trudno........  Biorę co dają..........

Było południe.  Słońce świeciło, ptaki śpiewały, a ja z Markiem spacerowałam po parku.   Czego można by jeszcze chcieć?   
Chodziliśmy po parku zupełnie bez celu.   Tak tylko, żeby się przejść. 
Na prawdę lubiłam przebywać w towarzystwie Marka.   Był on moim najlepszym przyjacielem.  Nawet Wendy nie była dla niego konkurencją.

 Po 3 godzinach bezcelowej wędrówki, postanowiliśmy odpocząć na ławeczce.   Usiadłam koło Marka, a ten objął mnie ramieniem.   Trochę się zarumieniłam, nie wiedząc czemu.  
- Yeri........- zaczął niepewnie.- Muszę cię o coś zapytać.......- spojrzał w moje oczy.
- Słucham?- uśmiechnęłam się słodko.
- Czy...  T-ty....  Coś do mnie czujesz?- mówiąc to patrzył cały czas na ziemię.
- Hym....- zastanowiłam się.- Jesteś moim najlepszym przyjacielem i mam nadzieję, że to się nie zmieni.- uśmiechnęłam się, nie zdając sobie sprawy, że właśnie go zostawiłam w tak zwanym ''friend zone''.
Ten starał się również uśmiechnąć, ale jego mina przypominała bardziej kiszonego ogórka.
Wstał po czym powiedział.
- Wiesz, co......  Muszę już iść......- spojrzał na zegarek.
- Um....  Jasne....  To do zobaczenia jutro.- odpowiedziałam.
- Jutro nie będę mieć czasu......  Po jutrze też..... Na prawdę muszę iść, pa!
Stałam jak słup, przez 10 minut.
''To zabolało......  Bardzo zabolało......''- pomyślałam wycierając łzę i ruszyłam w kierunku domu.


Rzuciłam się na łóżko i wypłakałam się w poduszkę. 
- Co takiego zrobiłam?!  No co?!- rzuciłam poduszką w ścianę.
Gdy trochę się uspokoiłam, zaczęłam trzeźwo myśleć.
- O nie....  Jaka ja byłam głupia!   Muszę z nim to wyjaśnić!- zaczęłam szybko ubierać buty.
Napisałam do niego sms'a o treści:

 Spotkajmy się w parku, przy fontannie.  Teraz.  Proszę.........

I wybiegłam czym prędzej kierując się do parku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz